Razem z synem postanowiliśmy
spróbować szczęścia w rajdzie na orientację.
Rajd organizowany przez znajomych z
Rowerowej Norki http://rno.rowerowanorka.pl/.
Wybieramy trasę pieszą, która ma
liczyć ok. 7 km. Do wyboru jest jeszcze trasa dla rowerzystów o długości ok. 17
km.
Zarejestrowaliśmy się przez Internet
więc w dniu startu zgłaszamy się do biura zawodów po odbiór pakietów startowych
m.in.: numer i karta PK. Nam w oko wpadają wypasione plakietki KORNO, które od
razu przyczepiamy w widocznych miejscach – małe a jak cieszy :-)
Przed rozpoczęciem rajdu,
organizatorzy czyli Monika i Tomek prowadzą krótką acz treściwą prezentację nt.
rajdów. W jej trakcie poznajemy kilka podstawowych terminów jak chodźmy co to
jest punkt kontrolny, punkt stowarzyszony, lampion czy w końcu jakie są zasady
punktacji, oznaczenia na mapie itp. Cenne wskazów, szczególnie dla nas
nowicjuszy w tego typu zawodach.
Słuchając wykładu coraz bardziej się
nakręcamy żeby już wystartować i móc zastosować poznane terminy i zasady w
praktyce.
Pomimo fatalnej dość pogody na
starcie zgłasza się sporo chętny do udziału w zawodach. W większości to osoby
na rowerach, ale i nasze grupy są dość liczne, nasze czyli moja – mężczyzn i
syna – kategoria junior.
Po zakończeniu wykładu dostajemy mapy i tutaj moje
zaskoczenie, spodziewałem się jakiś kserówek biało-czarnych, a dostajemy
wypasione kolorowe mapy – pełny profesjonalizmy !!!! Jak by to powiedział
pewien znany kulturysta – NIE MA LIPY.
Na mapach zaznaczone 14 punktów kontrolnych. Wszystkie
czternaście zaliczyć muszą rowerzyści. My mamy do zaliczenia tylko albo aż 7.
Jak się potem okazało, po dotarciu już na metę, że zaliczenie tych siedmiu
punktów w dobrym czasie mocno nas zmęczyło.
Po zapoznaniu się z mapami startujemy, mamy dokładnie dwie
godziny czasu – taki limit ustalają organizatorzy.
Analizując mapę, stwierdzamy z synem, że obieramy kierunek szukania
punktów kontrolnych zgodny z ruchem wskazówek zegara, jednak punkty położone
najbliżej bazy postanawiamy zaliczać na końcu.
Okazuje się, że ten kierunek obrało mniej osób więc jest
luźno i nie musimy lecieć w peletonie :-)
Tuż obok bazy rajdu, przy mostku mamy pierwszy punkt. Mieliśmy
go robić na końcu ale jak już jest po drodze to spisujemy jego kod na karty
kontrolne i lecimy dalej. Dawid nadaje rytm, ku mojemu zdziwieniu od razu
szybko biegnie. Przed nami dwie dziewczyny – to ekipa Marsjanek. Są spory
kawałek przed nami ale tym sposobem drugi punkt przy krzyżu łatwiej namierzamy.
Kolejne punkty są usytuowane w okolicach mola na Pogorii
III. Wiem, że można tam dostać się polami, mocno oszczędzając na czasie.
Marsjanki mają ten sam plan. Widzimy je w oddali przed nami. Czujemy, że będzie
z nimi ostra walka, co mocno zagrzewa nas do boju J Przeprawiając się przez pola
dziewczyny jednak przekombinowały. Zamiast trzymać się ścieżki chyba postanowił
jeszcze bardziej skrócić trasę. Niestety trafiły na ogrodzenia terenów PKP, co
je spowolniło, przez co w pewnym momencie je wyprzedziliśmy. I tak już zostało
do końca J Przeprawa
polami kosztuje mnie brodzenie w podmokłych terenach gdzie wody mam po kostki.
Dawid ma kalosze więc jest w bardziej komfortowej sytuacji. Ale zabawę i tak
mamy przednią. Jak już zalałem buty to potem nie omijałem żadnych kałuż, po
prostu jak czołg T27 prosto do celu. Następne punkty idą dość sprawnie. Najpierw
słupek na zakręcie rzeki, gdzie Dawid wykazuje się sokolim wzrokiem i z
drugiego brzegu rzeki odczytuje kod punktu kontrolnego. Gdyby nie on to pewnie
zaliczył bym przedzieranie się przez rzeczkę wpław – syn jednak oszczędził ojca :-)
Potem wieża na molo i lecimy do pomnika, który jest
jednocześnie najdalej oddalonym punktem kontrolnym do zaliczenia. Po drodze
mija nas, jak się okazało zwycięzca zawodów w kategorii pieszej mężczyzn. Oj,
miał on ogromną przewagę nad nami. Jednak my lecimy dalej. Zaliczamy pomnik i
wracamy już w okolice Zielonej, gdzie zostały nam do odszukania już tylko dwa
punkty. Mocno ścinamy trasę polami, dzięki czemu zyskujemy kolejne cenne
minuty. Po drodze rozbieramy się, jest nam gorąco, a chodzenie po podmokłych
terenach dodatkowo wysysa z nas resztki energii.
Po drodze mijamy kolejnych zawodników rywalizujących na
trasie pieszej. Jednak ku naszemu zdziwieniu nie zmierzają oni już w stronę
bazy tylko biegną szukać słupka przy rzece. Widzimy jeszcze w oddali sylwetki
osób w pośpiechu buszujących po krzakach :-)
Na Zielonej biegniemy do stawu. I tutaj trafiamy na punkt
stowarzyszony (czyli zmyłkowy). Mamy kompas więc wiemy, który lampion jest
właściwy (południowy). Potem fontanna i ostatni punkt kontrolny. Teraz z uśmiechem
na twarzy lecimy do bazy. W bramie spotykamy jednego z zawodników, który
ukończył już zawody. Krzyczy do nas, że właśnie biegniemy po podium J Stawiamy się w biurze
zawodów. Monika sprawdza nasze karty i stwierdza, że wszystkie punkty są
spisane poprawnie co wprawie nas w mały szał radości.
Okazało się, że przybyliśmy jako trzeci do bazy. Zaliczenie
wszystkich punktów zajęło na 52 minut.
Do końca nie jesteśmy jednak pewni swoich miejsc i jak
zostaniemy sklasyfikowani. W między czasie, czekając na przybycie wszystkich
uczestników zawodów udajemy się na grila i pieczemy kiełbaski.
Potem już tylko ogłoszenie wyników no i nasza ogromna
radość. Dawid wygrywa w kategorii junior a ja jestem w swojej kategorii trzeci.
Dostajemy puchary i medale. Potem jeszcze losowanie upominków i wspólne
pamiątkowe zdjęcia.
Jednym słowem – super impreza, świetna zabawa. Obiecujemy
sobie, że to nie ostatnie nasze zawody na orientacje.
Poniżej zdjęcia wykonane przez organizatorów:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz