poniedziałek, 26 marca 2012

XC Mistrzostwa Orzesza – 25.03.2012 r.

Do Orzesza wybieramy się we dwójkę – ja czyli Piotrek i Krzysiek. Na miejscu spotykamy się około godziny 11:30.

Jedziemy do biura zawodów aby się zarejestrować. Okazuje się, że w tym roku padnie rekord frekwencji. Same zapisy idą dość sprawnie, kolejka szybko przesuwała się do przodu. Wypełniamy oświadczenie, podajemy dane, dokonujemy opłaty i otrzymujemy numery startowe: 171 i 172.

Jak się potem okazało, w naszej kategorii (31-45) stanęło na starcie aż 70 zawodników (w zeszły roku 50). Początkowo mieliśmy pokonać cztery pętle po 4 km każda, jednak tuż przed startem organizator wraz z sędziami skrócili nasz dystans do trzech kółek.

W tym roku wszystko szło bardzo sprawnie. Praktycznie bez opóźnień. Bez bałaganu na mecie z wynikami. Widać, że organizatorzy wyciągnęli wnioski z lat ubiegłych.

Po zarejestrowaniu jedziemy objechać trasę. Zmieniona w kilku miejsca w porównaniu do tej sprzed roku. Oczywiście na plus. Sporo technicznych odcinków, kładek, rowów. Nad jednym nawet z Krzyśkiem dłużej stoimy kombinując jak go przejechać. W końcu udaje się kilka razy pokonać tą wydawało by się z pozoru łatwą przeszkodę. Jak się potem okazało wiele osób pokonywało ją z rowerem na plecach, nie ryzykując upadku na ruchliwej kładce, której stabilność po przejechaniu tak dużej liczby zawodników została solidnie nadwyrężona. My też nie pokonywaliśmy jej na rowerze. W końcówce zawodów, nawet na piechotę ciężko było utrzymać tam równowagę.

Po objeździe trasy trochę wygrzewamy się na słońcu, potem do samochodów coś przekąsić, rozgrzewka i na start.

W sektorze startowym spotykamy znajomych m.in. kolegów z będzińskiego klubu GhostBikers.

Potem jeszcze sprawdzenie przez sędziów obecności. I odliczanie do startu.

Na początku straszny młyn, tylu zawodników na początkowych agrafkach wręcz przepychało się, robiły się korki, zatory. Potem lekko się rozluźniło. Nie kombinowałem dużo tylko od startu mocno na ile sił starczy. Co chwila kogoś wyprzedzam, ktoś wyprzedza mnie. Potem sytuacja się stabilizuje. Jadę gdzieś pośrodku stawki. Liczyłem na lepszą jazdę – niestety na więcej nie było sił. Po pierwszym okrążeniu widzę za sobą Krzyśka. Mocno idzie, pomimo dużego bólu w kolanie. Gdyby nie te problemy spokojnie by mnie wyprzedził i zajął dużo wyższą lokatę. Do końca wyścigu jedziemy prawie razem. Czasami odskakuję na podjeździe. Potem Krzysiek dochodzi mnie na zjazdach lub na prostych. Pod koniec atakuję jeszcze jednego zawodnika, który jedzie przed nami. Udaje się. Manewr również wykonuje Krzysiek tuż przed metą wyprzedzając rywala.

Po zawodach czekamy jeszcze na wyniki, dzieląc się wrażeniami z trasy, ale trochę to trwa więc odpuszczamy. Pakujemy się i jedziemy do domu.

Wyniki:
37. Piotrek
38. Krzysiek

Wystartowało 70 zawodników – ukończyło 63.