czwartek, 20 czerwca 2013

Mistrzostwa Śląska w Sprincie – Wodzisław Śląski – 16.06.2013 r.



Do Wodzisławia jedziemy całą rodziną. Udaje mi się dogadać z organizatorami i dostaje pozwolenie na start w swojej kategorii (OPEN) a potem z synem w kategorii rodzinnej (OPEN-R). Dzięki temu miałem okazję potrenować na dwóch różnych trasach, więc tym bardziej do Wodzisławia warto było pojechać. A co najważniejsze – znów wystartujemy z synem – obydwoje cieszyliśmy się na ten fakt.

Trasa OPEN liczyła ok. 2 km i do zaliczenia było 19 punktów kontrolnych. Trasa OPEN-R miała ok. 1.3 km i 18 punktów kontrolnych.

Obydwie trasy jak dla mnie dość trudne, z ciągłymi zmianami kierunków, z trudnymi usytuowaniami punktów kontrolnych – to wszystko wymagało ciągłej kontroli mapy, dobrej orientacji – czyli wszystko co potrzeba by się solidnie i nagłowić i zmęczyć. Pogoda piękna tego dnia, upalnie. A że biegamy w centrum miasta po tzw. starówce, czyli po terenie nie osłoniętym, więc tym bardziej łatwo nie było.

Mój start w OPEN był wyznaczony na 38 minutę. Czas szybko leci. Startują kolejni zawodnicy, udzielają się powoli emocje. Aż wreszcie nadchodzi moja kolej. Ustawienie się na starcie, potem kontrola chipa, wejście do strefy startu, pobranie mapy i start.

Początki idą tak sobie. Po pierwszych czterech punktach jestem na 9 pozycji. Potem przychodzą „schody”. Trasa prowadzi do parku. Tam punktu są ustawione blisko siebie, jest ich dużo, oczywiście nie wszystkie moje, trzeba się dobrze orientować. Niestety tutaj się gubię. Tracę dużo czasu na namierzenie kolejnych punktów. W efekcie spadam na 12 pozycję. Jest słabo. Po wybiegnięciu z parku następne punkty są oddalone już dość daleko od siebie. Czyli trzeba szybko biegać. Powoli zaczynam się rozkręcać. Jedenasty punkt nawet zaliczam najszybciej z całej stawki !!!! Powoli odrabiam straty jednak awansuje tylko o jedną pozycję. Przychodzi jak się okazało kluczowy punkt czyli 15. Ten punkt i następny zaliczam jako jeden z najszybszych. Daje mi to awans na 9 pozycję. Do 17 biegnę co sił w nogach. Znów dość spory kawałek do przebiegnięcia, po wąskich uliczkach Starego Miasta. Tym samych kolejny awans o dwie pozycje – w tej chwili byłem 7. Pomimo, że przedostatni punkt zaliczam najwolniej udaje się już do końca utrzymać siódme miejsce.

Na mecie jestem solidnie zmęczony. Mój czas to 23 minuty i 53 sekundy. Strata do zwycięzcy ogromna bo aż osiem minut. Jak się okazało na mecie, przede mną aż pięciu Czechów i jedna Polka. Z Polaków jestem najlepszy – to pozostaje mi na pocieszenie.

Czasu na odpoczynek niewiele, bo w locie przyczepiamy numery dla syna i lecimy na start kategorii OPEN-R. Tym razem to Dawid nadaje rytm biegu. Nawigujemy dość sprawnie kolejno zaliczając poszczególne punkty kontrolne. Przetasowania w stawce cały czas są ogromne. Nasza pozycja wacha się - to jesteśmy 3 to spadamy na 4 lub 5 miejsce, by znów awansować na trzecie. Cztery razy zaliczamy najszybciej punkty kontrolne z całej stawki !!!!! W końcówce Dawid trochę słabnie, łapie go kolka, zwalniamy. Po chwili odzyskuje siły. Niestety spadamy na czwartą pozycję i tak już zostaje do końca. Ale i tak jest to dla nas ogromne zaskoczenie. Nie spodziewaliśmy się tak dobrego wyniku. Do trzeciego miejsca brakło nam tylko albo aż 8 sekund !!!!!! Do zwycięscy tracimy 55 sekund. Super wynik.

Świetne zawody. Kolejne doświadczenie zdobyte. No i miejsca też bardzo dobre, szczególnie to w OPEN-R. Wyjazd do Wodzisławia można zaliczyć na duży plus.

Poniżej nasze czasy na poszczególnych punkach wraz z zajmowanymi miejscami:





I oficjalne wyniki:








Rajd Czterech Żywiołów – Klucze – 09.06.2013 r.



Przyszedł czas na prawdziwy sprawdzian w InO. Trasa piesza zaplanowana na 50 km co zapowiadało kilka godzin spędzonych w terenie.

Zawody na trasie pieszej składały się z dwóch części – prologu i trasy właściwej.

PROLOG



W tym etapie posługiwaliśmy się ortomapą. Do zaliczenia było 13 punktów, które były oddalone każdy od siebie w niewielkich odległościach na terenie miasta Klucze. Etap przypominał trochę sprint więc czułem się tutaj jak ryba w wodzie. Trasę rozplanowałem tak, by ostatnim punktem był punkt K, który był dobrym miejscem wypadowym do ruszenia na trasę właściwą.
Punkty prologu zaliczyłem w godzinę. Na ostatnim punkcie krótki odpoczynek, mały posiłek i ruszyłem w trasę.

Niestety tutaj wyszedł brak doświadczenia, małe przeoczenie na mapie a co w efekcie wiązało się ze złym rozplanowaniem zaliczania punktów. Idealnym było ruszenie na punkty 1 i 2. Niestety ja obrałem drogę na punkty 3 i 4 (znane z Jurajskiego Orientu) co w efekcie skończyło się tym, że na samym końcu musiałem pokonać bardzo dużo drogi by dostać się i zaliczyć punkty 1 i 2.



Punkt 3 – Mogiła





Na punkt docieram dość szybko i bez problemów. Do tego punktu idę na azymut. Trafiam na mogiłę idealnie, bez błądzenia.


Punkt 4 – Jaskinia



W okolice samego punktu dostaję się dość szybko i bez problemów. Niestety znalezienie samej jaskini sprawia mi trochę kłopotów. Błądzę po lesie. Wreszcie trafiam na punkt, jednak straciłem tutaj dobrych kilkanaście minut.



Punkt 5 – zewnętrzna część muru










Z Lasek i jaskini trzeba było przebić się do Błędowa lasami błędowskimi. Tutaj nie kombinuję. Docieram do utwardzonej drogi która wiedzie bezpośrednio z Lasek do Błędowa. Dużą część tej trasy biegnę. W Błędowie należało znaleźć cmentarz. Już w okolicach PK5 spotykam jednego z moich rywali – Wojtka – jak się potem okazało walczyliśmy ze sobą, nasze czasy pokonania trasy były bardzo podobne. Zamieniamy kilka uwag, każdy z nas ma w tej chwili zaliczone po dwa punkty. Z tym, że Wojtek idzie w odwrotnym kierunku do mnie.



Punkt 6 – rondo
 





Do punktu 6 mam dość spory kawał drogi. Niestety kończy mi się woda a po drodze nie trafiam na żaden sklep. Potem wchodzę w las i już czułem, że lekko nie będzie. Bo do następnej cywilizacji są dwa punkty do zaliczenia a wody już bardzo mało.
Po drodze spotykam kolegów poznanych na Jurajskim Oriencie. Idą w odwrotnym kierunku niż ja. Ostatnio z Nimi przegrałem, teraz chcę się zrewanżować. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Pozdrawiamy się nawzajem i idziemy w swoją stronę.
Do punktu przedzieram się lasami, zahaczam o Pustynię Błędowską – lekko się gubiąc w terenie. W końcu trafiam na rondko.


Punkt 7 – szlak






Zadanie wydawało się proste. Wejść na niebieski szlak rowerowy, który miał mnie zaprowadzić do punktu. Niestety w pewnym momencie szlak się urywa. Błądzę. Staram się ustawić azymut ale nie jest to proste bo nie potrafię zorientować mapy i znaleźć jakiegoś punktu odniesienia. W końcu natrafiam na idących z naprzeciwka dwóch zawodników. Też błądzą. Idą do punktu na rondzie. Niestety stwierdzają, że tutaj nie ma żadnego niebieskiego szlaku. Żegnamy się. Ruszam dalej. Jestem lekko zdezorientowany, tym bardziej dobiło mnie, że szlaku niebieskiego nie ma. Jak w takim razie trafić na punkt. Nie mam zorientowanej mapy. Nie mogę wyznaczyć azymutu. Zastanawiam się czy nie wrócić do rondka i wtedy wyznaczyć azymut i ruszyć jeszcze raz. Biorę mapę, na spokojnie analizuję sytuację. Postanawiam zaryzykować i jednak poszukać niebieskiego szlaku, przecież na mapie jest, był też oznaczony na samym początku przy rodzie. Idę na północ licząc, że natrafię na szlak. I jest !!!! Ha ha nie jest ze mną tak źle. Do punktu docieram już bez problemów. Jest usytuowany pod linią wysokiego napięcia – trafiony zatopiony !!!!


Punkt 8 – szlak







Z punktu 7 docieram znów do Kluczy. Muszę znaleźć sklep i uzupełnić zasoby wody zanim ruszę na ósemkę. Jednak na sklep nie mogę trafić. Nie ma nikogo w okolicy by się podpytać. Na szczęście nagle prawie wpadam na Maćka (poznanego na Jurajskim Oriencie). Maciek staruje w innej kategorii. Witamy się. I tutaj „Wodzionka” ratuje mi życie, wskazując drogę do sklepu. Już dawno nie smakowała mi tak coca-cola. Wypijam małą butelkę na miejscu. Dokupuje jeszcze wodę i przelewam do bukłaka. Zjadam Góralka i ruszam dalej. Do punktu wiedzie prosta droga wzdłuż nieczynnych torów kolejowych. Punkt odnajduję bez problemów.


Punkt 9 – kamieniołom







W okolice punkt trafiam dość szybko i sprawnie. Niestety nie mogę odnaleźć samego punktu. W pewnym momencie byłem już bardzo blisko ale przestrzeliłem. Punkt był bardzo dobrze zamaskowany. Wiele osób przy nim błądziło. Trafiam na dwie ekipy rowerzystów z trasy rowerowej, wspólnie szukamy punktu. Wreszcie natrafiam na niego i wołam resztę poszukiwaczy. Straciłem tutaj dużo czasu, zdecydowanie za dużo.



Punkt 1 – szczyt / słup







I przyszedł czas na powrót do punktu 1. Niestety tutaj tracę dużo czasu. Po drodze mijam najpierw Wojtka, chwilę rozmawiamy. Zastanawiam się czy jestem w stanie go wyprzedzić. Potem spotykamy się z chłopakami. Wymieniamy kilka uwag i lecę dalej. Liczę, że może uda się wszystkich wyprzedzić, więc ile się dam to biegnę. W okolice jedynki docieram dość sprawnie, niestety potem trochę błądzę po polach by wreszcie trafić na szczyt i słup gdzie był usytuowany PK.

Punkt 2 – skałka







Z jedynki na dwójkę trasa była bardzo prosta. Szybko trafiam na skałkę. Cały czas biegnę licząc, że wyprzedzę rywali. Z tego punktu wracam do głównej drogi, która wiedzie już prosto do bazy. Niestety mam do pokonania około czterech kilometrów. Biegnę cały czas. Biegnę poboczem, duży ruch samochodowy, musze uważać. Wreszcie meta.
 
Na mecie jestem 9 z czasem 9 godzin i czterdzieści minut. Okazuje się, że Wojtek jest przede mną. Brakło mi 13 minut by go pokonać. Za to chłopaków jeszcze nie ma. Lecę pod prysznic. Potem zjadam posiłek. Rozmawiamy z Wojtkiem dzieląc się wrażeniami. Wreszcie docierają chłopaki, prawie godzinę po mnie. W dodatku nie znajdują jednego punktu. No to udał mi się rewanż za porażkę z nimi na Jurajskim Oriencie. Jeszcze chwilę rozmawiamy, potem żegnam się i ruszam do domu.