środa, 29 maja 2013

Jurajski Orient – Dąbrowa Górnicza – 26.05.2013 r.



Pierwsze poważne zawody na orientację. Trasa piesza liczy 30 km. Do zaliczenia 7 punktów kontrolnych. Limit 9 godzin.

Baza zawodów usytuowana jest w Eurocampingu w Błędowie. Na miejsce mam około 20 km więc spokojnie wyruszam z domu przed godziną 8:00.








Na miejscu jest już sporo osób. Praca w biurze zawodów idzie bardzo sprawnie. Szybko potwierdzam swoje uczestnictwo i dostaje pakiet startowy.









Tuż przed 09:00 organizatorzy przekazują nam kilka najważniejszych informacji dot. zawodów. Potem dostajemy mapy, szybka ich analiza i powoli wszyscy zbieramy się w teren.









Na mojej trasie, startuje w sumie sześć osób – ja, Maciek „Wodzionka” oraz chłopaki, którzy utworzyli wspólny team – Maciek, Marcin, Zbyszek i Paweł. Niewielu nas na starcie co jednak wcale nie świadczyło, że będzie tego dnia nudno – wręcz przeciwnie oj działo się dużo.

 PK03 - zakręt rzeki - mostek



Na samym początku Maciek obiera zawrotne tempo. Wyprzedza nas wszystkich i znika gdzieś w oddali. Ja natomiast z chłopakami razem docieramy do pierwszego punktu kontrolnego. Zakręt rzeki z fajnym mostkiem, którym trzeba się przeprawić na druga stronę. Ten punkt poszedł dość sprawnie. Zaczynam obierać kierunek na punkt drugi.

PK04 - skrzyżowanie ścieżek


W tym momencie odłączam się od chłopaków i polami przedzieram się do PK04. Idzie sprawnie i szybko. Po drodze mijam rowerzystów szukających właściwej drogi. Zamieniamy kilka słów i każdy idzie według własnych wytycznych. Ja na wyznaczony azymut docieram bez problemu na PK04. Niestety tak zaaferowany tym, że tak wszystko dobrze idzie, popełniam pierwszy błąd w tym dniu. Spisuje punkt mylny !!!

PK09 - krzyż



Ja by tego było mało w drodze na PK09 postanawiam nie iść drogą ale ściąć trochę trasę poprzez Górę Grodzisko. Kolejny błąd. Nie mogę znaleźć przejścia. Błądzę. Wpadam w pole pokrzyw, próbuje się nim przedzierać, co skutkuje dość sporą liczbą poparzeń (efekty tego będę czuł jeszcze w nocy – prawie cała nieprzespana). Klnąc pod nosem wracam do punktu wyjścia. Do PK09 idę jednak drogą. Tracę w tym miejscu 20 minut – sporo, i może nie tyle szkoda straconego czasu, co dość sporo sił na przeprawianie się chaszczami.

 Po drodze do PK09 spotykam chłopaków. Doganiam ich. I do punktu trzeciego (krzyż w polu) docieramy razem. 

PK01 - Kirkut - cmentarz żydowski - ile świec ma świecznik z mogiły najbliżej bramy




Znów idziemy razem z chłopakami. W pewnym momencie rozdzielamy się, Oni skręcają w prawo (wybierając właściwą drogę) ja znów kombinuję. Skręcam niedługo potem w prawo i wchodzę w pola. Nie mogę namierzyć cmentarza. Był bardzo dobrze ukryty od tej strony od której nadchodziłem. Pomiędzy drzewami i krzakami. Okazuje się, że byłem już blisko niego, jednak przeszedłem obok, docierając do drogi i przystanku PKS w Michałowie. Znów błądzę, sprawdzam mapę. Spotykam dwójkę rowerzystów. Też mają problem z obraniem dobrego kierunku. Szukają niebieskiego szlaku. Przyłączam się i szukamy razem. Jadą przodem do miejsca z którego przyszedłem. Nagle widzę, że rozmawiają z kimś przy drodze. Za chwile jadą w moim kierunku. Okazuje się, że Kirkut jest tuż na wyciągnięcie ręki, w polach, jednak na rowerach od tej strony nie są w stanie dojechać. Ja na piechotę powinienem dać radę się tam przedrzeć. Rozstajemy się, rowerzyści jadą szukać drogi okrężnej. Do mnie zagaduje jakaś dziewczyna stojąca na podwórku domku jednorodzinnego. Tłumaczę, że szukam cmentarza. Dziewczyna wychodzi i pokazuje mi dokładne miejsce jego usytuowania. Dziękuje i ruszam. Po chwili z domku obok jakaś pani krzyczy do mnie z balkonu:

- Szuka pan cmentarza żydowskiego ?
- Tak, staram się.
- Jest dokładnie na wprost pana. Trzeba iść ścieżką a potem w prawo.
- Dziękuję - rzucam na pożegnanie i lecę dalej.

Pomimo wskazówek i tak mam problem ze znalezieniem PK01. Przedzieram się przez wał, potem rów z wodą, trochę krzaków, pole które ma kolor miedziany (tak musi wyglądać powierzchnia Saturna - myślę sobie) i wreszcie widzę ogrodzenia cmentarza. Na miejscu grupa rowerzystów, z którą potem jeszcze kilka razy się będziemy mijać. Wymieniamy nasze spostrzeżenia i ruszamy dalej każdy w swoją stronę.

PK02 - skrzyżowanie ścieżek


Z dotarciem do tego punktu nie było problemów. Cały czas należało podążać niebieskim szlakiem. Po drodze mijam kościół i ludzi wychodzących z porannej mszy. Jest około godziny 12:00. Ktoś pyta co to za impreza. Po drodze mijam jeszcze pole bitwy z 1863 roku wraz z pomnikiem pamięci. W tym miejscu
odbyła się jedna z nielicznych bitew powstańczych z wojskami carskimi, w której poległ płk. Francesco Nullo. Miejsce bitwy upamiętnia pomnik z tablicą, na której wypisane są nazwiska bohaterów powstania styczniowego. Zatrzymuję się tutaj na chwilę dla uczczenia pamięci, chwila zadumy. Przy pomniku stoją jacyś miejscowi mieszkańcy. Zamieniamy kilka słów i lecę dalej.

                                 Pomnik pamięci w Krzykawce 

 Przy punkcie stoją już jacyś rowerzyści więc nie mam problemu z jego odnalezieniem.

PK10 - skrzyżowanie ścieżek


Ruszam w kierunku kolejnego punktu. Cały czas niebieskim szlakiem. Po chwili znów doganiam chłopaków z trasy pieszej. I znów podążamy razem gawędząc o tym i o tamtym :-)
W Laskach docieramy do przystanku autobusowego. Tutaj drogi się rozchodzą. Chłopaki chcą iść na północ ja obstawiam, że należy iść na wschód. Tym razem wreszcie się nie myliłem. Ruszam pierwszy. Po chwili widzę, że chłopaki też obierają ten kierunek. Po drodze mijają mnie jeszcze rowerzyści spotkani na Kirkucie. Pozdrawiamy się na wzajem i po chwili znikają mi z pola widzenia. Dochodzę do lasu. Grupa rowerzystów już szukała PK10. Rozeszli się w trzech kierunkach ale nic nie znaleźli. Ruszają dalej. Ja jednak na upartego szukam punktu - to musi być tutaj - myślę sobie. I jest !!! Znalazłem. Spisuje i obieram kurs na ostatni punkt kontrolny. Doganiam dziewczynę od rowerzystów, zakopała się w błocie. Daje tylko informację, że PK10 jest wcześniej, tam gdzie go szukali. Koleżanka zawraca swoich kolegów i jadą ponownie szukać kontrolniaka.

PK08 - skrzyżowanie



Największa porażka tego dnia. To chyba rozluźnienie, że to już ostatni punkt. Punkt mylny znajduję w połowie drogi do właściwego PK. Nie wiem jak mogłem go spisać. Przecież wszystkie znaki na mapie wskazywały, że punkt ten leży przy stacji konnej. Mijają mnie znów rowerzyści. Widzą, że orientuję mapę, więc jeden mówi, że to jeszcze nie tutaj, że jeszcze kawałek dalej. Nie wiem dlaczego ale i tej rady nie posłuchałem. Ustawiłem azymut na bazę i ruszyłem w drogę. Tym sposobem wylądowałem na ostatnim miejscu w rywalizacji :/

Do bazy, hej do bazy





Przede mną długa droga. Jak się okazało było to około 8 km przedzierania się przez las. Zajęło mi to półtorej godziny. Postanowiłem nie używać mapy tylko iść na azymut. To mój sukces tego dnia :) Idealnie wszystko wyznaczone. Podążam albo ścieżkami leśnymi albo ścinam las bezpośrednio na azymut. Docieram do mokradeł tuż koło bazy. Wystarczyło odszukać jedynie mostek, umożliwiający przeprawę przez mokradła. Zakładałem, że dotarłem do wschodniej części mokradeł, więc mostek powinien być na zachód. tak też idę, na zachód wzdłuż mokradeł. Po chwili jest mostek. Uradowany zmierzam do bazy.

Meta

Do bazy docieram po pięciu godzinach i trzydziestu dziewięciu minutach. Na mecie jest już spora grupa rowerzystów z trasy krótkiej. Jest też Maciek z trasy pieszej, który na metę przybył ponad godzinę przede mną !!!!
Przybijamy piątkę. Okazuje się, że Maciek zaliczył jeden punkt mylny. Czeka teraz na moje wyniki. Jego radość jest ogromna kiedy dowiaduje się, że i ja się pomyliłem. W tej chwili był liderem. Ale jeśli chłopaki nie zrobili żadnego błędu to wygrają. Docierają do bazy zaledwie sześć minut po mnie. Są tego dnia bezbłędni. Wygrywają. Gratulacje.

Maciek na mecie:


Potem do auta i jadę do domu, umyć się, przebrać. Wracam z rodzinką na grila. W super atmosferze czekamy na ogłoszenie wyników i dekoracje.








Na koniec w tomboli wygrywam breloczek, który oczywiście ogromnie przypadł do gustu mojej córce :-) 




Jak zwykle to była świetna impreza. Super organizacja. Super zawodnicy. 
Już odliczam dni do kolejnych imprez organizowanych przez Rowerową Norkę

Zdjęcia pochodzą z archiwów organizatorów jak i uczestników zawodów.