czwartek, 20 grudnia 2012
piątek, 5 października 2012
Puchar Prezydenta Gliwic w Kolarstwie Górskim 23.09.2012
W niedzielę 23 września odbyły się zawody w kolarstwie górskim o puchar
Prezydenta Gliwic.
Zawody te po raz kolejny odbyły się na terenie zbiorników retencyjnych i
lasu Łabędzkiego ze startem przy wjeździe do hotelu Leśnego i po raz kolejny
frekwencja dopisała. We wszystkich kategoriach wiekowych udział zgłosiło blisko
200 osób. Wśród nich nie zabrakło też nas chociaż na rower wskoczyłem tylko Ja,
Krzysiek leczy drobną kontuzję i postanowił odpocząć i tym samym pierwszy raz w
historii pojawił się na zawodach nie biorąc w nich udziału J
Ja postanowiłem zdobyć kolejne kilometry doświadczenia, tym razem na dystansie
nieco ponad 25 km oczywiście z najlepszymi ,,przecinakami’’ w kategorii M2.
Startowaliśmy w grupie 18 osób założyłem aby
nie być ostatnim. Start jak zwykle ogniem delikatnie pod górkę ale po asfalcie
trasa dosyć szybka ubite leśne dróżki pozwalały na szybką jazdę oczywiście do
pierwszego ,,wyłączenia prądu ‘’ czyli drugiego podjazdu w lesie. Starałem
się utrzymywać swoje tempo i nie zrażałem się gdy byłem wyprzedzany traciłem
głównie na zjazdach, bo długie podjazdy dawały ostro w kość. Pochwalę się
jednak, ani razu na wszystkich 10 okrążeniach nie zostałem wyprzedzony na
podjeździe i choć były tylko dwa to uważam to za powód do zadowolenia. Na
trasie mieliśmy jeszcze dwa techniczne zjazdy, na których można było pokusić
się o ciekawe akrobacje….. w razie braku koncentracji. Na szczęście mnie to nie
spotkało i szczęśliwie dojechałem bez przygód do mety. Zawody ukończyłem na 10
pozycji co uważam za dobry wyniki startując po raz czwarty w tym roku. . Krzysiek
dzielnie kibicował razem z naszymi rodzinami.
czwartek, 20 września 2012
Mistrzostwa Polski MTB Dąbrowa Górnicza 16.09.2012
Ice Bike Team przyjechał prawie w komplecie, Jarek i Krzysiek oszacowali swoje siły na dystans Mini 40 km, Piotrek natomiast czuł się na siłach aby powalczyć na dystansie Medio 74 km.
Trasa jak pisali organizatorzy była dosyć szybka, dużo asfaltu i chociaż nie miała wielu podjazdów czy technicznych zjazdów, wymagała żelaznej wręcz kondycji.
Pierwszy na trasę został ,,wypuszczony ‘’ Piotr , Ja z Krzyśkiem ustawiliśmy się w sektorze 7 na samym przodzie z prostym planem : zaczynamy ogniem i ciągniemy co najmniej do wyjazdu z lasu czyli do 15 km, potem staramy się trzymać razem i pomagać sobie wzajemnie ,możliwie jak najdłużej.
Niestety dla mnie tempo na początku było zbyt mocne jak na moje możliwości i po około 8 może 9 km czołówka razem z Icem odjechała, co sprawiło że z resztą trasy mierzyłem się sam. Na dodatek na pierwszym zakręcie wypadł mi bidon i pierwszy łyk czegoś mokrego miałem dopiero na bufecie czyli 25km.
Na trasie przeżywałem lekkie kryzysy, kilka razy podpinałem się pod koło innych uczestników, aby łatwiej pokonywać kolejne kilometry ,wysiłek był spory ale udało się wykręcić jak na debiut wysoki wynik i choć może zabrzmieć dziwnie miejsce 211 Open ( 52 w M2 ) uważam za sukces tym bardziej, że startowało ponad 400 zawodników.
Krzysiek utrzymał kadencje na wysokim poziomie praktycznie do samego końca, nie licząc delikatnego skurczu kilka kilometrów przed metą, który zatrzymał go na około 3minuty. Dowiózł do mety dobre 56 miejsce Open ( 14 w M3 )
Gdy z Krzyśkiem uzupełnialiśmy płyny oraz brakujące witaminy na mecie, na trasie walczył nadal Piotr, gdy czekaliśmy na dobry wynik najbardziej doświadczonego zawodnika naszego teamu okazało się, że podobnie jak Krzyśka złapał skurcz, z tą jednak różnicą że Piotr nie był w stanie kontynuować wyścigu i musiał się wycofać po około 45km trasy.
Wielka szkoda, ale pamiętajmy zdrowie najważniejsze, wyniki nie najgorsze zdecydowanie będzie co poprawiać w przyszłym roku, w którym na pewno będziemy mocniejsi.
Krzysiek pokonał trasę 40 km w czasie 1:21:21
Jarek w czasie 1:34:12
Pozdrawiam
Jarek
niedziela, 9 września 2012
I Otwarte Mistrzostwa Rogoźnika w MTB 08.09.2012
Witajcie
O imprezie dowiedzieliśmy się dosyć przypadkowo, ale postanowiliśmy skorzystać z okazji i przejechać jeden z ostatnich wyścigów w sezonie właśnie w Rogoźniku. Pogoda dopisała i po przybyciu na miejsce ( nie bez problemów ) udaliśmy się do organizatora celem zgłoszenia swojej obecności.
Krzysiek startował w kat. MASTERS I (31-45 lat) (5 okrążeń – 13850 m)O imprezie dowiedzieliśmy się dosyć przypadkowo, ale postanowiliśmy skorzystać z okazji i przejechać jeden z ostatnich wyścigów w sezonie właśnie w Rogoźniku. Pogoda dopisała i po przybyciu na miejsce ( nie bez problemów ) udaliśmy się do organizatora celem zgłoszenia swojej obecności.
Jarek w kat. ELITA (mężczyźni 19-30 lat) ( 8 okrążeń – 22160 m)
Po zdobyciu wiedzy z jakim dystansem każdy z nas będzie musiał się
zmierzyć, nadeszła jak zawsze przed startem przyjemna chwila zapoznania
się z trasą. Trasę mogę podzielić na dwie części. Pierwsza, nie wliczając 300 – 400
metrów ubitej drogi tak płaskiego terenu, to niezbyt stromy, ale za to
bardzo długi podjazd, który kończył się w połowie trasy przy punkcie kontrolnym. Druga natomiast to w skrócie dwa szybkie zjazdy ( pierwszy
po trawie, drugi po kamienistej dróżce. Zwłaszcza ten drugi wymagał koncentracji bo prędkości dochodziły do 51 km/h.
który założył sobie, że miejsce w połowie stawki będzie go zadowalało ( startowało 33 zawodników ). Start dosyć szybki, po którym popularny Ice był w czołówce, kolejne okrążenia a zwłaszcza długi podjazd pokazały, kto będzie walczył o pudło.
Krzysiek walczył na trasie z zawodnikiem nr 70 i do samego końca nie dawał za wygraną. Wyścig ukończył na 10 miejscu co można uznać za bardzo dobry wynik.
Ja startowałem w kat. ELITA ( 27 zawodników ) i powiem szczerze, że łączył mnie z nią tylko wiek osób tam startujących. Ustawiłem się na początku grupy i dosyć ostro zacząłem.
Wraz z upływem kolejnych kilometrów okazało się, że start był zbyt ostry i brakowało oprócz doświadczenia sił. Na siódmym okrążeniu organizator ,,pomógł’’ mi podjąć decyzję aby ostatniego okrążenia nie zaczynać i zakończyć zawody na tym etapie.
Mimo kiepskiego wyniku 23 miejsce, jestem zadowolony z siebie, bo zdaje sobie sprawę z miejsca w jakim się znajduję, a dodatkowo jestem pewny, że każdy km przejechany w Rogoźniku zaprocentuje w przyszłości.
Pozdrawiam
Jarek
środa, 5 września 2012
Finał XVII Amatorskich Mistrzostw Polski Family Cup 2012
Witajcie, na zawody wyjeżdżam w dniu startu. Do Kielc mam
trzy godziny jazdy więc z domu wyruszam około godziny 08:00. Po drodze
umawiam się w Chęcinach z Krzyśkiem i jego rodzinką. Na miejsce startu
docieramy wspólnie. Idziemy szybko się zarejestrować a potem na objazd
trasy. Od samego rana pada deszcz. Raz mocniej, raz słabiej. Trasa jest
niezmieniona, taka sama jak w zeszłym roku. Jednak padający deszcze
sprawia, iż jest ślisko i momentami niebezpiecznie na zjazdach.
Po
objeździe trasy chowamy się pod parasole w biurze zawodów i tak
oczekujemy na start. Krzysiek startuje pierwszy o godzinie 14:15.
Krzysiek: "pół godziny przed startem zacząłem się rozgrzewać bo przez tą pogodę cały byłem zmarznięty. Przyszedł start na starcie ustawiło się około 18 zawodników, start i jedziemy do przejechania 5 okrążenie będzie ciężko ale jakoś sobie radziłem na 1 i 2 okrążeniu byłem na 10 miejscu co bardzo cieszyło szkoda że na 3 na pojeździe z dziwnego powodu przestała reagować przednia przerzutka musiałem się zatrzymać bo na sredniej nie bylem w stanie jechać okazało się że w przerzutce znajduje się duża ilość drobnych kamyczków błota piachu itp co powoduje że nie chce ona działać po wyczyszczeniu już wszystko było ok lecz w czasie naprawy zostałem wyprzedzony przez 3 zawodników i spadłem na 13 miejsce szkoda bo było całkiem dobrze. Przy samej końcówce 4 okrążenia dosłownie przed ostatnim szybkim zjazdem wyprzedził mnie lider i zaraz za nim skończyłem zawody na miejscu 13. W czasie mojego startu do swojego przygotowywał się Piotr. "
Krzysiek: "pół godziny przed startem zacząłem się rozgrzewać bo przez tą pogodę cały byłem zmarznięty. Przyszedł start na starcie ustawiło się około 18 zawodników, start i jedziemy do przejechania 5 okrążenie będzie ciężko ale jakoś sobie radziłem na 1 i 2 okrążeniu byłem na 10 miejscu co bardzo cieszyło szkoda że na 3 na pojeździe z dziwnego powodu przestała reagować przednia przerzutka musiałem się zatrzymać bo na sredniej nie bylem w stanie jechać okazało się że w przerzutce znajduje się duża ilość drobnych kamyczków błota piachu itp co powoduje że nie chce ona działać po wyczyszczeniu już wszystko było ok lecz w czasie naprawy zostałem wyprzedzony przez 3 zawodników i spadłem na 13 miejsce szkoda bo było całkiem dobrze. Przy samej końcówce 4 okrążenia dosłownie przed ostatnim szybkim zjazdem wyprzedził mnie lider i zaraz za nim skończyłem zawody na miejscu 13. W czasie mojego startu do swojego przygotowywał się Piotr. "
Mój
start jest zaplanowany na 15:30. Chwile oglądam zmaganie na trasie
Krzyśka a potem jadę już się rozgrzewać.
Na starcie mocna obsada.
Chyba mocniejsza niż w zeszłym roku. Jak zwykle od początku mocno.
Dobrze jedzie mi się na jedynym długi podjeździe. Jednak na zjazdach
bardzo dużo tracę. Po pierwszym okrążeniu stawka się rozciąga. Przede
mną widzę kilku zawodników, których powoli dochodzę na podjeździe.
Niestety na zjazdach mi uciekają a dodatkowo dochodzą zawodnicy nad
którymi miałem przewagę. Daje z siebie wszystko, czując, że mogę, tak
jak w zeszłym roku dostać dubla przed ostatnim okrążeniem. I niestety
tak też się staje. Prawie w tym samym miejscu zostaje wyprzedzony przez
lidera. W drodze do mety dochodzi mnie jeszcze dwóch zawodników i
wyprzedza.
Kończę zawody na 18 miejscu. Nie udało się poprawić wyniku sprzed roku czyli 11 pozycji. Poprawiłem za to czas do roku ubiegłego o 2 minuty. Biorąc pod uwagę, że trasa ze względu na deszcz była trudniejsza to urwanie tych minut bardzo cieszy. Niestety jest to jedyny w tym dniu powód do radości. O nie !!!!! Nie jedyny !!!! Pod wieczór dostaję sms’a od Krzyśka, że zajmuje ON drugie miejsce w klasyfikacji generalnej Pucharu Polski. Duży sukces. Gratulacje. Mamy pierwszy puchar w team’ie Ice Bike.
Pozdrawiam Piotr
środa, 22 sierpnia 2012
MTB Plener Festival Cup 2012
Po wielu latach do Tarnowskich Gór wraca w wielkim stylu MTB , jedną z atrakcji PLENER FESTIVALU był wyścig z serii XC na którym nie mogło zabraknąć ICE BIKE TEAM, tym razem barw TEAMU broniło dwóch zawodników jeden z liderów Krzysiek dobijający się o wysokie miejsca oraz Jarek dla którego będzie to debiut i okazja do sprawdzenia się na tle bardziej doświadczonych zawodników.
Po dotarciu na miejsce i otrzymaniu numerów startowych, okazało się że będzie delikatny poślizg startu. Była więc okazja aby dokładnie zapoznać się z trasą, wybraliśmy się więc na pętle aby poznać uroki malowniczego miejsca na którym przyjdzie nam rywalizować. Cała trasa dla naszych kategoriach M2 i M3 składała się z trzech kółek po 7km ( kolor zielony ).
Frekwencja na starcie dosyć niska, dlatego organizatorzy zdecydowali się na wspólny start wszystkich grup. Ruszyliśmy po kilkuset metrach asfaltu, skręt w prawo i ok 400 m stromego podjazdu po dosyć ubitym piasku, potem techniczny zjazd i znowu ostro do góry. Tym razem luźne kamienie które wymagały nieco doświadczenia aby pokonać podjazd nie schodząc z roweru. Oczywiście większość zawodników takie doświadczenie posiadała, więc dwie pierwsze górki zdecydowanie ,,rozciągnęły’’ stawkę. Później jechało się spokojnie, około dwa trzy kilometry praktycznie po płaskim odcinku co pozwoliło złapać swój rytm, kolejny dłuuuuugi meczący podjazd przez wąską ścieżkę leśną na szczycie którego czekał slalom miedzy drzewami. Kilka leżących konarów i dalej przez las, dwa dosyć szybkie zjazdy i ostatnie kilkaset metrów do końca …… pierwszego okrążenia. Zanim jednak to nastąpiło czekała po raz drugi na wszystkich górka opisana zaraz po starcie. Oczywiście dla mnie, już samo wejście z rowerem u boku było sukcesem a kończąc pierwsze kółko z odklejoną podeszwą lewego buta wiedziałem, że samo ukończenie wyścigu smakować będzie jak zwycięstwo. I faktycznie tak było, kolejne pętle to walka tylko ze swoją słabością i brakami ( większość zawodników była po prostu lepiej przygotowana ) ale w głowie tylko jedna myśl : dojechać do mety.
Krzysiek ukończył wyścig na 6 miejscu w kategorii M3 , Ja z zawodników kategorii M2 byłem trzeci od końca, co jak na debiut całkiem ludzki wynik pozwalający z optymizmem patrzeć w przyszłość.
Ciekawa, wymagająca trasa piękne widoki to na pewno argumenty przemawiające za pojawieniem się na tej imprezie w przyszłym roku, miejmy nadzieje że wynik zostanie poprawiony. Poniżej parę zdjęć :)
Pozdrawiam
Jarek
środa, 15 sierpnia 2012
I Ogólnopolski Wyścig MTB Open Szczebrzeszyn 05.08.2012r
Witajcie, na urlop w tym roku wybrałem się do rodziny mojej żony czyli okolice Zamościa, parę dni przed wyjazdem okazało się, że w terminie gdy tam będziemy organizowany jest I Ogólnopolski Wyścig MTB Open w Szczebrzeszynie przez Pana Stanisława Paszko wiec okazja by pojeździć po bardzo fajnych terenach. Parę dni przed startem umówiłem się z Panem Stanisławem na objazd trasy co bardzo pomogło i za co bardzo dziękuję w dniu wyścigu. Wyścig odbył się 05.08.2012 start godzina 10:30 rynek Szczebrzeszyn, temperatura na starcie była dosyć wysoko ponad 35 stopnie wiec upał o tej godzinie, zapowiadał walkę nie tylko z 40km. Zaopatrzyłem się na wszelki wypadek w dwa bidony łącznie 1,5l gdzie na objeździe wystarczyło lecz pewnie na zawodach braknie, lecz się tym nie martwiłem ponieważ będą na trasie dwa bufety. Start i jedziemy na początek podjazd asfaltowy około 2km wiec jedzie się nie za fajnie lecz trzymam się czubie co bardzo mnie cieszy, kolejnie wjeżdżamy na drogę z kostki strasznie źle mi się tam jedzie ale trzymam się ciągle w czubie, po około 4 km zjeżdżamy w teren a tam piach i ogromne ilości pyłu co powoduje ogromny kurz więc gorszą widoczność co powoduje że zaczynam trochę odstawać i tu myślę sobie że mogłem jechać mocniej i nie byłoby tego problemu a tak tracę do czołówki, przychodzi pierwszy zjazd gdzie myślałem że trochę sobie odpocznę wyreguluję oddech ale nic z tego staram się jak najszybciej jechać ale nic z tego zawodnik jadący może z 200 metrów przede mną robi taką chmurę kurze że nic nie widać wiec znów tracę, przychodzi podjazd lecz już nikogo nie widać nie ma z kim jechać więc wkręcam się w swoje tempo i staram się kogoś dogonić. Po paru km widzę parę osób próbuję je dogonić, jedziemy teraz polnymiścieżkami kilometry strasznie szybko lecą jesteśmy na około 12-14, wjeżdżamy w pola po chwili pojawia się jak dla mnie duży podjazd około 800m tam prawie doganiam jednego z zawodników i na zjedzie jedziemy juz w 2 osoby a następnie doganiamy kolejna osobę. Na strasie pojawia się coraz więcej piachu staramy się jakoś jechać ale nie da się, w miedzy czasie doganiamy kolejne osoby które trochę pomyliły trasę dalej jedziemy tzn. staramy się jechać w piachu ale dalej nic z tego idziemy około 500m w miedzy czasie pożyczam jednej z osób zestaw kluczy bo odkręciła się manetka i zawodnik ma problemy by zmieniać biegi. Po piachu przychodzi podjazd w lesie około 550 metrów w pionie na którym odrywam się o grupy osób i dalej jadę swoim tempem. Na samym szczycie dopada mnie kryzys z którym walczę na zjeździe i płaskim dojedzie do asfaltowego odcinka około 1km. Na odcinku asfaltowym doganiam jedną osobę i mnie tez ktoś dogania jedziemy trochę czasu razem ale dostaję z tyłu brakło mi picia musiałem się zatrzymać i zatankować :D. Jesteśmy na około 25-28km. Przychodzą lekkie podjazdy ale dalej dużo pyłu i piachu pod lekkich wzniesieniach przychodzi płaski teren doganiam jedną osobę jedziemy razem jesteśmy chyba na jakimś wzniesieniu tak mi się wydawało i dobrze ponieważ kolejnie przychodzie długi zjazd gdzie znów zostaję jeszcze brakuje techniki i odwagi by szybciej pokonywać zjazdy. Po zjeździe zostałem około 200 m z tyłu po około 2km przychodzie ostatni około 1,5km podjazd na początku bardzo mocny później już lżejszy ale ciągle pod górkę. Doganiam jednego zawodnika wyprzedzam go po paru metrach dogania mnie inny zawodnik szybko wyprzedza i strasznie szybko mi ucieka postanawiam go gonić ale nic z tego :/. Wjeżdżam znów na kostkę zostaje około 4km do mety płasko i powoli lekko z górki przychodzi asfalt szybki zjazd i meta :). Na mecie okazuje się że jestem ku mojemu zdziwieniu 4 czyli na ostatnim podjeździe przegrałem 3 miejsce ale juz nie miałem aż tylu sił na walkę i tak jestem bardzo zadowolony z tak wysokiej lokaty. Trasa super oznakowana co 1km, mały minus to bardzo małe strzałeczki gdzie skręcić ale w miarę wiedziałem gdzie co i jak, lecz paru osobom sprawiło to duże problemu. Park w którym rozegrany był wyścig powiem szczerze u nas takiego nie ma i nie będzie, piękne widoki duża ilość wąwozów piękne miejsce można się tylko zachwycać :) co smuci to te śmieci myślałem ze ich tam nie będzie ale niestety tak jak u nas szkoda gadać :/ Mogę tylko to miejsce polecić nawet nie na rower ale ogólnie do odwiedzenia. Roztoczański Park Narodowy naprawdę super miejsce :). Poniżej parę fotek :)
Pozdrawiam
niedziela, 24 czerwca 2012
III Otwarte Mistrzostwa Mikołowa 2012 w kolarstwie górskim.
Witajcie, do Mikołowa wybrałem się sam. Na miejscu zameldowałem się około 12, szybko zarejestrowałem i w czasie przerwy między kategoriami zrobiłem szybki objazd. Trasa bardzo mi się spodobała sucho, trochę błota parę zjazdów podjazdów trasa jak dla mnie bardzo wymagająca w szczególności podjazdy, najgorsze miejsce po starcie ostry skręt w lewo już gdy startowały kobiety były szlif wiec postanowiłem że spokojnie przejadę początek. Start zaplanowany na godz 13:15 i tak około tej godzinki wystartowaliśmy tak jak wcześniej pisałem pierwsze 100 pokonałem bardzo lekko strasznie było ciasno i dużo przepychanek ale jakoś pierwszy zakręt poszedł dobrze a później już swoim tempem. Na pierwszym okrążeniu byłem na około 15 miejscu na kolejnym udało mi się wyprzedzić jedną osobę, na początku 4 okrążenia zauważyłem, że może z 3oo m jedzie przede mną zawodnik którego próbowałem dogonić lecz nie udała mi się ta sztuka. Zawody ukończyłem na 14 miejscu i bardzo jestem z tego zadowolony. Poniżej parę zdjęć, które wykonała moja żona oraz Pan Tadeusz Skwarczyński.
Pozdrawiam
niedziela, 3 czerwca 2012
Mistrzostwa Województwa Śląskiego w Kolarstwie Górskim - Szczyrk 02.06.2012 r.
Zawody w Szczyrku to ostatnia okazja do zakwalifikowania się do finału Mistrzostw Polski w XC, który jak co roku odbywa się na początku września w Kielcach. Sprawy rodzinne nie pozwoliły mi wystartować w dotychczasowych eliminacjach czyli w Radzionkowie. Niestety nie uzbieram tym samym punktów do klasyfikacji generalnej w Pucharze Polski - a po cichu liczyłem na poprawę piątego miejsca z zeszłego roku. Jednak najważniejsza to kwalifikacja do finału MP i na tym się koncentrowałem przed tymi zawodami.
Do Szczyrku oprócz mnie jedzie Krzysiek z rodzinką. Umawiamy się na miejscu. W Szczyrku jestem około 08:30. Po drodze czekam jeszcze na Krzyśka i razem docieramy na miejsce zawodów.
Zimno. Na szczęście nie pada ale trzeba zakładać dodatkowe warstwy ubrania.
Po szybkiej rejestracji jedziemy na objazd trasy. I tutaj zaskoczenie. Trasa zmieniona w stosunku do zeszłego roku i to na plus. Dodano agrafki na polanie, dołożono techniczny podjazd i stromy zjazd. Oczywiście na początku kręciłem nosem, bo nowe odcinki dość wymagające ale w końcu to kolarstwo górskie :) Na objeździe dłużej zatrzymuję się i pokonuję kilka razy techniczny wjazd po kamieniach. Na początku idzie ciężko, trzeba obrać dobry tor jazdy. Można było wjechać prawą, środkiem i lewą stroną. Wybieram wjazd ten po prawej stronie. Wybór dobry, ale trzeba wjeżdżać na pełnym gazie (a wiadomo psychika w tym momencie podpowiada by raczej zwalniać niż przyspieszać). Potem ostry zjazd. Ten kawałek przejeżdżam kilka razy. Kilka razy też próbuję pokonać rów. Raz się udaję, raz nie. Zaliczam nawet jeden upadek znów obijając tyłek (ta sama strona co w Krakowie - oj boli). Podczas zawodów tutaj wiem, że będzie ciężko. Zobaczymy jak rywale będą się zachowywać. Jeśli nie będę miał nikogo przed sobą to go będę przejeżdżał, jeśli ktoś będzie przede mną to z rowerem na plecach.
Po objeździe wsiadamy do samochodu i grzejemy się. Organizacja zawodów idzie sprawnie i już o 11:35 zmierzam na start. Pierwszy raz się zdarza, że start jest przesunięty na wcześniejszą porę, z reguły są opóźnienia.
Start ostro, może powinienem jeszcze mocniej przycisnąć. Po starcie zaraz ostry podjazd, który szybko rozciąga stawkę. Na przedzie faworyci czyli mi.in. T. Ligocki i P. Gajdzik. Z nimi jeszcze nie mam szans powalczyć. Na początku przetasowania, ktoś mnie wyprzedza, wyprzedzam ja. Na początku rów pokonuje na rowerze, podjazd techniczny po kamieniach za każdym razem idzie sprawnie, zjazd tak samo - dobrze, że potrenowałem ten element wcześniej.
Pierwsze trzy krążenia idą dość ciężko. Jadę na maksa. Kolejne dwa już swoim rytmem. Kolejność się wyklarowała. Przede mną zawodnik z BikeHead z każdą chwilą coraz bardziej mi odjeżdża. Za mną kolejny odwieczny rywal czyli R. Pawłowski. Jedzie z jeszcze jednym zawodnikiem. Gonią mnie ale przewagę cały czas utrzymuję. Na polanie, gdzie pokonujemy agrafki spoglądam czy się nie zbliżają. Cały czas przewaga około półtorej agrafki - jest dobrze. Na moje oko jadę w okolicach 9-10 pozycji. Awansu w tej chwili nie ma ale nie jestem w stanie powalczyć o nic więcej. Na dwa kółka przed metą (do pokonania było pięć) za duża strata do rywali - tak mi się wydawało :)
Na ostatnim okrążeniu na stromym podjeździe widzę zawodnika który na samym początku mnie wyprzedził a potem zyskał sporą przewagę. Widzę, że słabnie, podjazd robi strasznie mozolnie. Nie czekam, idę mocno, to już ostatnie okrążenie, nie ma co się oszczędzać. Wyprzedzam go i zostawiam daleko w tyle. Kolejna pozycja do przodu. Tuż przed rowem dochodzę kolejnych dwóch zawodników, jeden to na pewno zawodnik dublowany więc się jakoś nie napinam żeby go wyprzedzić, szkoda sił. I to był błąd. Kolega w rowie zalicza glebę w taki sposób, że nie da się go ominąć, muszę czekać aż się pozbiera. Klnę w duchu bo zam mną leci pogoń. Tracę cenne sekundy. Jak tylko można to przeskakuję rów, wskakuje na rower i mocno pod górę. Wyprzedzam maruderów. Oglądam się nerwowo gdzie goniący rywale. Na razie nie widać ich ale to jest las więc wszystko okażę się po technicznym odcinku po kamieniach i zjeździe. Teraz koncentruję się żeby przejechać ten odcinek bez problemów by zaś nie stracić cennych sekund. Udaje się, podjazd, zjazd i wyjeżdżam na polane. Przyciskam na pedały co sił, nie ma się co oszczędzać. Znów się oglądam, rywali nie ma. Jest dobrze, już mnie nie dojdą !!! Spokojnie do mety.
Radość bo kończę zawody w czołówce. Ale zbyt słabo na awans. Jadę do auta, rozmawiam z Krzyśkiem, dzielę się wrażeniami.
W między czasie ogłaszane są wyniki. I wielka radość bo jestem SZÓSTY !!!! Czyli zajmuje ostatnie premiowane awansem miejsce :)
Krzysiek staruje w międzyczasie. Jedzie bardzo dobrze. Zajmuje dobrą dziewiątą lokatę.
Po zawodach zbieramy się i jedziemy na posiłek regeneracyjny. W tomboli wygrywamy - ja oponę a Krzysiek komplet ręczników :) A potem już do aut i do domu.
Teraz jest trochę czasu na szlifowanie formy na wrzesień. Cel na finał - poprawa jedenastej pozycji sprzed roku. Realne ? hm ... trener mówi, że przy odrobinie szczęścia są szanse na miejsca 5-7 - optymista :)
Do Szczyrku oprócz mnie jedzie Krzysiek z rodzinką. Umawiamy się na miejscu. W Szczyrku jestem około 08:30. Po drodze czekam jeszcze na Krzyśka i razem docieramy na miejsce zawodów.
Zimno. Na szczęście nie pada ale trzeba zakładać dodatkowe warstwy ubrania.
Po szybkiej rejestracji jedziemy na objazd trasy. I tutaj zaskoczenie. Trasa zmieniona w stosunku do zeszłego roku i to na plus. Dodano agrafki na polanie, dołożono techniczny podjazd i stromy zjazd. Oczywiście na początku kręciłem nosem, bo nowe odcinki dość wymagające ale w końcu to kolarstwo górskie :) Na objeździe dłużej zatrzymuję się i pokonuję kilka razy techniczny wjazd po kamieniach. Na początku idzie ciężko, trzeba obrać dobry tor jazdy. Można było wjechać prawą, środkiem i lewą stroną. Wybieram wjazd ten po prawej stronie. Wybór dobry, ale trzeba wjeżdżać na pełnym gazie (a wiadomo psychika w tym momencie podpowiada by raczej zwalniać niż przyspieszać). Potem ostry zjazd. Ten kawałek przejeżdżam kilka razy. Kilka razy też próbuję pokonać rów. Raz się udaję, raz nie. Zaliczam nawet jeden upadek znów obijając tyłek (ta sama strona co w Krakowie - oj boli). Podczas zawodów tutaj wiem, że będzie ciężko. Zobaczymy jak rywale będą się zachowywać. Jeśli nie będę miał nikogo przed sobą to go będę przejeżdżał, jeśli ktoś będzie przede mną to z rowerem na plecach.
Po objeździe wsiadamy do samochodu i grzejemy się. Organizacja zawodów idzie sprawnie i już o 11:35 zmierzam na start. Pierwszy raz się zdarza, że start jest przesunięty na wcześniejszą porę, z reguły są opóźnienia.
Start ostro, może powinienem jeszcze mocniej przycisnąć. Po starcie zaraz ostry podjazd, który szybko rozciąga stawkę. Na przedzie faworyci czyli mi.in. T. Ligocki i P. Gajdzik. Z nimi jeszcze nie mam szans powalczyć. Na początku przetasowania, ktoś mnie wyprzedza, wyprzedzam ja. Na początku rów pokonuje na rowerze, podjazd techniczny po kamieniach za każdym razem idzie sprawnie, zjazd tak samo - dobrze, że potrenowałem ten element wcześniej.
Pierwsze trzy krążenia idą dość ciężko. Jadę na maksa. Kolejne dwa już swoim rytmem. Kolejność się wyklarowała. Przede mną zawodnik z BikeHead z każdą chwilą coraz bardziej mi odjeżdża. Za mną kolejny odwieczny rywal czyli R. Pawłowski. Jedzie z jeszcze jednym zawodnikiem. Gonią mnie ale przewagę cały czas utrzymuję. Na polanie, gdzie pokonujemy agrafki spoglądam czy się nie zbliżają. Cały czas przewaga około półtorej agrafki - jest dobrze. Na moje oko jadę w okolicach 9-10 pozycji. Awansu w tej chwili nie ma ale nie jestem w stanie powalczyć o nic więcej. Na dwa kółka przed metą (do pokonania było pięć) za duża strata do rywali - tak mi się wydawało :)
Na ostatnim okrążeniu na stromym podjeździe widzę zawodnika który na samym początku mnie wyprzedził a potem zyskał sporą przewagę. Widzę, że słabnie, podjazd robi strasznie mozolnie. Nie czekam, idę mocno, to już ostatnie okrążenie, nie ma co się oszczędzać. Wyprzedzam go i zostawiam daleko w tyle. Kolejna pozycja do przodu. Tuż przed rowem dochodzę kolejnych dwóch zawodników, jeden to na pewno zawodnik dublowany więc się jakoś nie napinam żeby go wyprzedzić, szkoda sił. I to był błąd. Kolega w rowie zalicza glebę w taki sposób, że nie da się go ominąć, muszę czekać aż się pozbiera. Klnę w duchu bo zam mną leci pogoń. Tracę cenne sekundy. Jak tylko można to przeskakuję rów, wskakuje na rower i mocno pod górę. Wyprzedzam maruderów. Oglądam się nerwowo gdzie goniący rywale. Na razie nie widać ich ale to jest las więc wszystko okażę się po technicznym odcinku po kamieniach i zjeździe. Teraz koncentruję się żeby przejechać ten odcinek bez problemów by zaś nie stracić cennych sekund. Udaje się, podjazd, zjazd i wyjeżdżam na polane. Przyciskam na pedały co sił, nie ma się co oszczędzać. Znów się oglądam, rywali nie ma. Jest dobrze, już mnie nie dojdą !!! Spokojnie do mety.
Radość bo kończę zawody w czołówce. Ale zbyt słabo na awans. Jadę do auta, rozmawiam z Krzyśkiem, dzielę się wrażeniami.
W między czasie ogłaszane są wyniki. I wielka radość bo jestem SZÓSTY !!!! Czyli zajmuje ostatnie premiowane awansem miejsce :)
Krzysiek staruje w międzyczasie. Jedzie bardzo dobrze. Zajmuje dobrą dziewiątą lokatę.
Po zawodach zbieramy się i jedziemy na posiłek regeneracyjny. W tomboli wygrywamy - ja oponę a Krzysiek komplet ręczników :) A potem już do aut i do domu.
Teraz jest trochę czasu na szlifowanie formy na wrzesień. Cel na finał - poprawa jedenastej pozycji sprzed roku. Realne ? hm ... trener mówi, że przy odrobinie szczęścia są szanse na miejsca 5-7 - optymista :)
sobota, 2 czerwca 2012
Mistrzostwa Małopolski w Kolarstwie Górskim - Rabsztyn 20.05.2012
Witajcie, Mistrzostwa Małopolski w Kolarstwie Górskim - Rabsztyn
20.05.2012 zawody dzień po Mistrzostwach Śląska to test jak zachowa się
mój organizm.
Na start wybrałem się jak zawsze z rodzinką wyjazd
około godz 8 na miejscu około 9:30 rejestracja i na objazd trasy. W
porównaniu do dnia wcześniejsze trasa o wiele bardziej wymagające więc
będzie ciężko. Start przewidziany na 13:30 trochę się opóźnił około 30
min.
Na starcie pojawiło się około 20 zawodników miałem nadzieje
że będę w połowie stawki ale to się okaże. Po pierwszym okrążeniu byłem
na około 10-12 miejscu wiec byłem zadowolony ale do przejechania było
jeszcze 7 okrążeń wiec wszystko mogło się zmienić. Jechało mi się bardzo
dobrze udało mi się nawet na 3 okrążeniu dogonić dwie osoby i je
wyprzedzić lecz tak już zostało do mety nikogo nie widziałem ani z
przodu ani z tyłu wiec ostatnie okrążenia walczyłem już sam ze sobą.
Trasę
bardzo odczułem, na mecie miałem problemy zsiąść z roweru. Miejsce
jakie zająłem bardzo mnie ucieszyło 8 miejsce i na dodatek start po
wczorajszym Radzionkowie z czego jestem bardzo zadowolony.
Pozdrawiam
poniedziałek, 28 maja 2012
Mistrzostwa Województwa Śląskiego w Kolarstwie Górskim - Radzionków 19.05.2012r.
Na zawody wybraliśmy się we dwoje tzn Dawid i Krzysiek, na miejscu spotkaliśmy się przed 10, zarejestrowaliśmy się w biurze zawodów i pojechaliśmy na objazd trasy. Trasę co do roku ubiegłego trochę ulepszono dodano jeden fajny podjazd co bardzo nam się spodobało będzie lepsza zabawa.
W ubiegłym roku w zawodach brało udział około 120 zawodników lecz w tym już liczba zostało podwojona ponad 240 osób spowodowało małe opóźnienia lecz nasz start był planowany na sam koniec wiec mogliśmy spokojnie odpoczywać i czekać na swoją kolej.
Około godziny 14 zaczęliśmy się rozgrzewać ponieważ przedostatnia grupa miał do pokonania około 5 okrążeń wiec około 25-30 min i start. Na starcie ustawiliśmy się jak zawsze w środku stawki a było nas 38 wiec sporo osób. Start około 14:30 na samym początku młyn jak zawsze lecz po pierwszym podjeździe już wszystko było rozciągnięte. Już na pierwszym okrążeniu miałem małe problemy z przednią przerzutka która zmieniała biegi sama co trochę utrudniało jazdę ale dało się jakoś jechać, parę osób udawało się nam wyprzedzać lecz Dawida na 4 okrążeniu dopadła awaria która uniemożliwiła dojazd do mety a szkoda bo dobrze się mu jechało, Dojechałem do mety z duża strata do zwycięscy ale dojechałem co bardzo cieszy ponieważ rok temu miałem problemy by przejechać parę okrążeń.
Nasze miejsca: Dawid 26, Krzysiek 19.
Poniżej parę zdjęć autorstwa GHOSTBIKERS za które serdecznie dziękujemy.
Pozdrawiam
W ubiegłym roku w zawodach brało udział około 120 zawodników lecz w tym już liczba zostało podwojona ponad 240 osób spowodowało małe opóźnienia lecz nasz start był planowany na sam koniec wiec mogliśmy spokojnie odpoczywać i czekać na swoją kolej.
Około godziny 14 zaczęliśmy się rozgrzewać ponieważ przedostatnia grupa miał do pokonania około 5 okrążeń wiec około 25-30 min i start. Na starcie ustawiliśmy się jak zawsze w środku stawki a było nas 38 wiec sporo osób. Start około 14:30 na samym początku młyn jak zawsze lecz po pierwszym podjeździe już wszystko było rozciągnięte. Już na pierwszym okrążeniu miałem małe problemy z przednią przerzutka która zmieniała biegi sama co trochę utrudniało jazdę ale dało się jakoś jechać, parę osób udawało się nam wyprzedzać lecz Dawida na 4 okrążeniu dopadła awaria która uniemożliwiła dojazd do mety a szkoda bo dobrze się mu jechało, Dojechałem do mety z duża strata do zwycięscy ale dojechałem co bardzo cieszy ponieważ rok temu miałem problemy by przejechać parę okrążeń.
Nasze miejsca: Dawid 26, Krzysiek 19.
Poniżej parę zdjęć autorstwa GHOSTBIKERS za które serdecznie dziękujemy.
Pozdrawiam
piątek, 18 maja 2012
Mistrzostwa Województwa Opolskiego w Kolarstwie Górskim Szydłów k.Tułowic 12.05.2012
Witajcie, w ubiegłą sobotę czyli 12.05.2012r. odbyły się Mistrzostwa Województwa Opolskiego, które były jednocześnie eliminacją do FAMILY CUP 2012 - Amatorskich Mistrzostw Polski w Kolarstwie Górskim.
Pozdrawiam
Ponieważ mam do Tułowic około godzinki jazdy szkoda byłoby zmarnować okazję by sobie pojeździć na rowerze.Na zawody wybrałem się jak ostatnio z synem i żoną. Na miejscu pogoda już nie była taka fajna jak z samego rana ale zapowiadano opady więc byłem na to przygotowany.
Rejestracja jak zawsze na Family Cup szybka i bez problemowa, dostałem numer i pojechałem na objazd trasy. Trasa około 2,5km, ale bardzo fajna jedna z fajniejszych na jakich ostatnio miałem okazję jeździć. Mój start zaplanowany był na około 15:10 lecz organizator przyspieszył na godzinkę 14:10. Godzinka 13:40 pora na rozgrzewkę i powoli na start. Do pokonania mieliśmy 8 okrążeń wiec nie będzie tak łatwo.Przychodzi godzina startu i jedziemy oczywiście jak zawsze na samym starcie zostałem trochę z tyłu co widać na filmie :)
lecz się tym nie zraziłem tylko pędziłem do przodu, nawet fajnie się jechało z pół godzinki przed startem przestało padać wiec mieliśmy lepsze warunki. W połowie pierwsze okrążenia jak już wpadłem w rytm na zakręcie uciekło mi przednie koło i oczywiście zaliczyłem wywrotkę zanim się pozbierałem już nikogo nie widziałem wiec będzie trzeba gonić by nie być ostatnim.
Na 2 okrążeniu dogoniłem jednego zawodnika szybko wyprzedziłem i dalej goniłem. Na 4 dogoniłem kolejną osobę ale miałem problem by ją wyprzedzić, udało mi się to na chyba 6 okrążeniu lecz przez wcześniejsze gonienie trochę sił już brakowało ale jakoś dojechałem do mety. Wynik straszny 6 miejsce, szkoda że zaliczyłem wywrotkę
bo mogło by być o wiele lepiej.
Rejestracja jak zawsze na Family Cup szybka i bez problemowa, dostałem numer i pojechałem na objazd trasy. Trasa około 2,5km, ale bardzo fajna jedna z fajniejszych na jakich ostatnio miałem okazję jeździć. Mój start zaplanowany był na około 15:10 lecz organizator przyspieszył na godzinkę 14:10. Godzinka 13:40 pora na rozgrzewkę i powoli na start. Do pokonania mieliśmy 8 okrążeń wiec nie będzie tak łatwo.Przychodzi godzina startu i jedziemy oczywiście jak zawsze na samym starcie zostałem trochę z tyłu co widać na filmie :)
lecz się tym nie zraziłem tylko pędziłem do przodu, nawet fajnie się jechało z pół godzinki przed startem przestało padać wiec mieliśmy lepsze warunki. W połowie pierwsze okrążenia jak już wpadłem w rytm na zakręcie uciekło mi przednie koło i oczywiście zaliczyłem wywrotkę zanim się pozbierałem już nikogo nie widziałem wiec będzie trzeba gonić by nie być ostatnim.
Na 2 okrążeniu dogoniłem jednego zawodnika szybko wyprzedziłem i dalej goniłem. Na 4 dogoniłem kolejną osobę ale miałem problem by ją wyprzedzić, udało mi się to na chyba 6 okrążeniu lecz przez wcześniejsze gonienie trochę sił już brakowało ale jakoś dojechałem do mety. Wynik straszny 6 miejsce, szkoda że zaliczyłem wywrotkę
bo mogło by być o wiele lepiej.
Pozdrawiam
poniedziałek, 14 maja 2012
Skandia Maraton – Kraków – 06.05.2012 r.
Skandia to zawsze odległe imprez na północy kraju, za wyjątkiem jedynej edycji w Krakowie. Stąd też postanawiam wystartować po raz pierwszy w tym cyklu.
Do Krakowa tylko godzinka drogi. Na miejscu bardzo dobra organizacja. Odbiór numerów i pakietu startowego nie trwa dłużej niż pięć minut.
W Krakowie umawiam się z kolega Damianem Kaweckim z teamu PTU Eclipse BikeTires.pl. Szybko odnajdujemy się na miejscu i ruszamy na objazd pierwszych kilometrów trasy. Najpierw jedziemy pierwsze pięć kilometrów potem robimy objeżdżamy jeszcze kawałek końcowych metrów trasy. W sumie dobry wybór, bo na koniec ostro w dół i dobrze wiedzieć jak wiedzie trasa – tutaj na pewno będzie już duże zmęczenie i trzeba będzie uważać.
Po objeździe szybko do auta, zabrać bidon, zjeść batona i na start.
W pierwszej edycji maratonu przyznano mi pierwszy sektor – to efekt dość wczesnej rejestracji i opłaty startowego. Jadę dystans medio czyli 66 km.
Po starcie staram się trzymać w czołówce. Na początku ostro. Utworzyły się trzy grupy. Ja zostałem w ostatniej. Mocno naciskam aby dojść do drugiej zanim wpadniemy w teren. Nikt nie daje mi zmiany, więc sam prowadzę „moją” grupę. Udaje się ich dojść. Wpadamy w teren. Tam wąsko więc za dużo nie da się zrobić.
Następnie dużo jazdy po polach, asfaltach. Ciągle kogoś dochodzę, współpracuję, raz ktoś prowadzi, raz ja. Idzie całkiem nieźle. Peleton mocno się porozrywał. Na szosie mocny wiatr daje się we znaki. Na pomiarze czasu jestem na 14 pozycji w swojej kategorii (M3) – jak dla mnie świetny wyniki.
W pewnym momencie jedziemy we dwóch. Nie pamiętam numeru zawodnika. Siadam mu na kole żeby trochę odpocząć. Wcinam żel, pije. Nagle środkiem drogi pojawiają się duże koleiny. I stało się – koło ujeżdża na jednej z nich. Prędkość na tym odcinku była grubo powyżej 30 km/h. Całym impetem upadam na prawą stronę mocno obijając nogę i miednicę. Szybko się zbieram, niestety rywal odjeżdża, mija mnie także kilku następnych.
Strat w sprzęcie nie ma. Wsiadam na rower i jadę dalej. Niestety obita noga daje o sobie znać, za jakiś czas zaczną ją łapać skurcze. Jest coraz ciężej, zaczyna się walka z samym sobą. Zwalniam, coraz więcej osób mnie mija. 30 km morderczej walki, nawet nie pamiętam trasy. Każdy następny podjazd to coraz większy wysiłek z bólu. Ostatnie strome ścianki odpuszczam i wchodzę. Niestety wspinaczka pod górę też sprawia wiele kłopotów.
Wreszcie dojeżdżam do odcinka trasy, który znałem z wcześniejszego objazdu. Uffff końcowe pięć kilometrów i meta. Siadam na kole jakiemuś zawodnikowi. Tak jedziemy dość szybko do mety. Za mną kolejni zawodnicy, chcą nas dopaść, staram się wykrzesać ostatnie siły i choć utrzymać aktualną pozycją. Wpadamy na Błonia. Tutaj kilka agrafek ciągnących się dla mnie w nieskończoność. Kibice dopingują by dać jeszcze z siebie ostatnie resztki energii. Wreszcie meta, ledwo stoję, skurcze łapią mnie niemiłosierne. Powoli doczołguje się do bufetu.
Do Krakowa tylko godzinka drogi. Na miejscu bardzo dobra organizacja. Odbiór numerów i pakietu startowego nie trwa dłużej niż pięć minut.
W Krakowie umawiam się z kolega Damianem Kaweckim z teamu PTU Eclipse BikeTires.pl. Szybko odnajdujemy się na miejscu i ruszamy na objazd pierwszych kilometrów trasy. Najpierw jedziemy pierwsze pięć kilometrów potem robimy objeżdżamy jeszcze kawałek końcowych metrów trasy. W sumie dobry wybór, bo na koniec ostro w dół i dobrze wiedzieć jak wiedzie trasa – tutaj na pewno będzie już duże zmęczenie i trzeba będzie uważać.
Po objeździe szybko do auta, zabrać bidon, zjeść batona i na start.
W pierwszej edycji maratonu przyznano mi pierwszy sektor – to efekt dość wczesnej rejestracji i opłaty startowego. Jadę dystans medio czyli 66 km.
Po starcie staram się trzymać w czołówce. Na początku ostro. Utworzyły się trzy grupy. Ja zostałem w ostatniej. Mocno naciskam aby dojść do drugiej zanim wpadniemy w teren. Nikt nie daje mi zmiany, więc sam prowadzę „moją” grupę. Udaje się ich dojść. Wpadamy w teren. Tam wąsko więc za dużo nie da się zrobić.
Następnie dużo jazdy po polach, asfaltach. Ciągle kogoś dochodzę, współpracuję, raz ktoś prowadzi, raz ja. Idzie całkiem nieźle. Peleton mocno się porozrywał. Na szosie mocny wiatr daje się we znaki. Na pomiarze czasu jestem na 14 pozycji w swojej kategorii (M3) – jak dla mnie świetny wyniki.
W pewnym momencie jedziemy we dwóch. Nie pamiętam numeru zawodnika. Siadam mu na kole żeby trochę odpocząć. Wcinam żel, pije. Nagle środkiem drogi pojawiają się duże koleiny. I stało się – koło ujeżdża na jednej z nich. Prędkość na tym odcinku była grubo powyżej 30 km/h. Całym impetem upadam na prawą stronę mocno obijając nogę i miednicę. Szybko się zbieram, niestety rywal odjeżdża, mija mnie także kilku następnych.
Strat w sprzęcie nie ma. Wsiadam na rower i jadę dalej. Niestety obita noga daje o sobie znać, za jakiś czas zaczną ją łapać skurcze. Jest coraz ciężej, zaczyna się walka z samym sobą. Zwalniam, coraz więcej osób mnie mija. 30 km morderczej walki, nawet nie pamiętam trasy. Każdy następny podjazd to coraz większy wysiłek z bólu. Ostatnie strome ścianki odpuszczam i wchodzę. Niestety wspinaczka pod górę też sprawia wiele kłopotów.
Wreszcie dojeżdżam do odcinka trasy, który znałem z wcześniejszego objazdu. Uffff końcowe pięć kilometrów i meta. Siadam na kole jakiemuś zawodnikowi. Tak jedziemy dość szybko do mety. Za mną kolejni zawodnicy, chcą nas dopaść, staram się wykrzesać ostatnie siły i choć utrzymać aktualną pozycją. Wpadamy na Błonia. Tutaj kilka agrafek ciągnących się dla mnie w nieskończoność. Kibice dopingują by dać jeszcze z siebie ostatnie resztki energii. Wreszcie meta, ledwo stoję, skurcze łapią mnie niemiłosierne. Powoli doczołguje się do bufetu.
Tak kończy się dla mnie debiut w Skandii. Niestety po upadku straciłem bardzo dużo. W efekcie uplasowałem się na 111 miejscu OPEN i dopiero 35 w M3.
Musze dodać, że maraton bardzo dobrze zorganizowany, świetnie oznaczona trasa. Naprawdę było fajnie.
Musze dodać, że maraton bardzo dobrze zorganizowany, świetnie oznaczona trasa. Naprawdę było fajnie.
poniedziałek, 30 kwietnia 2012
Bike Maraton Zdzieszowice 28.04.2012r.
Witajcie, w dniu 28.04.2012 odbył się Bike Maraton Zdzieszowice, na start wybrałem się sam z Teamu lecz towarzyszyli mi żona z synem. Wyruszyliśmy z domu około godziny 9:30 na miejscu byliśmy około 10, szybko się rozpakowaliśmy parę minut rozmów i pojechałem na rozgrzewkę, około 10:45 ustawiłem się w swoim sektorze startowym jak co roku nr 7. W sektorze spotkałem zaprzyjaźnionego rowerzystę Michała z którym walczyłem w XC Orzesze. Start parę min po 11, na początku duży młyn kilka wywrotek ale my bez przeszkód jedziemy i staramy się wyprzedzić jak najwięcej osób na kilku kilometrowym podjeździe zanim wjedziemy w teren gdzie ścieżki nie będą już tak szerokie jak droga na górę ŚW. Anny. Pod koniec podjazdu dopada mnie lekki ból lewego kolana który pojawił się przed Orzeszem i do dziś się z nim borykam muszę trochę zwolnic wiec Michał jedzie dalej już sam. Po zjedzie z asfaltu pojawia się bardzo fajny podjazd który jak widzę dał paru osobą całkiem mocno w kość. Powoli robi się mniej tłoczno więc mam nadzieję, że dalej przy amfiteatrze można będzie jechać a nie jak rok temu iść i tracić cenne sekundy. Miałem rację po podejściu schodami ciągle można jechać wiec fajnie, że organizator trochę zmienił trasę co zmniejszyło korki na trasie. Następnie mamy parę fajnych zjazdów trochę kamienistych ale fajnie się jedzie. Trochę szybko się kończy mi bidon zresztą taka pogoda wiec się w ogóle nie dziwie. Po około 45 min dojeżdżam do bufetu i oczywiście muszę uzupełnić bidon. Po bufecie mamy już na trasie praktycznie same zjazdy i płaski dojazd do mety. Na około 1km przed metą doganiam parę osób i jedziemy do mety już razem brakuje mi już sił na wyprzedzanie. Mój wynik to 116/479 Open oraz M3 31/139 wiec jak na moje możliwości bardzo dobry wynik.
Subskrybuj:
Posty (Atom)