poniedziałek, 28 maja 2012

Mistrzostwa Województwa Śląskiego w Kolarstwie Górskim - Radzionków 19.05.2012r.

Na zawody wybraliśmy się we dwoje tzn Dawid i Krzysiek, na miejscu spotkaliśmy się przed 10, zarejestrowaliśmy się w biurze zawodów i pojechaliśmy na objazd trasy. Trasę co do roku ubiegłego trochę ulepszono dodano jeden fajny podjazd co bardzo nam się spodobało będzie lepsza zabawa.

W ubiegłym roku w zawodach brało udział około 120 zawodników lecz w tym już liczba zostało podwojona ponad 240 osób spowodowało małe opóźnienia lecz nasz start był planowany na sam koniec wiec mogliśmy spokojnie odpoczywać i czekać na swoją kolej.

Około godziny 14 zaczęliśmy się rozgrzewać ponieważ przedostatnia grupa miał do pokonania około 5 okrążeń wiec około 25-30 min i start. Na starcie ustawiliśmy się jak zawsze w środku stawki a było nas 38 wiec sporo osób. Start około 14:30 na samym początku młyn jak zawsze lecz po pierwszym podjeździe już wszystko było rozciągnięte. Już na pierwszym okrążeniu miałem małe problemy z przednią przerzutka która zmieniała biegi sama co trochę utrudniało jazdę ale dało się jakoś jechać, parę osób udawało się nam wyprzedzać lecz Dawida na 4 okrążeniu dopadła awaria która uniemożliwiła dojazd do mety a szkoda bo dobrze się mu jechało, Dojechałem do mety z duża strata do zwycięscy ale dojechałem co bardzo cieszy ponieważ rok temu miałem problemy by przejechać parę okrążeń.
Nasze miejsca: Dawid 26, Krzysiek 19.

Poniżej parę zdjęć autorstwa GHOSTBIKERS za które serdecznie dziękujemy.






Pozdrawiam

piątek, 18 maja 2012

Mistrzostwa Województwa Opolskiego w Kolarstwie Górskim Szydłów k.Tułowic 12.05.2012

Witajcie, w ubiegłą sobotę czyli 12.05.2012r. odbyły się Mistrzostwa Województwa Opolskiego, które były jednocześnie eliminacją do FAMILY CUP 2012 - Amatorskich Mistrzostw Polski w Kolarstwie Górskim.

Ponieważ mam do Tułowic około godzinki jazdy szkoda byłoby zmarnować okazję by sobie pojeździć na rowerze.Na zawody wybrałem się jak ostatnio z synem i żoną. Na miejscu pogoda już nie była taka fajna jak z samego rana ale zapowiadano opady więc byłem na to przygotowany.

Rejestracja jak zawsze na Family Cup szybka i bez problemowa, dostałem numer i pojechałem na objazd trasy. Trasa około 2,5km, ale bardzo fajna jedna z fajniejszych na jakich ostatnio miałem okazję jeździć. Mój start zaplanowany był na około 15:10 lecz organizator przyspieszył na godzinkę 14:10. Godzinka 13:40 pora na rozgrzewkę i powoli na start. Do pokonania mieliśmy 8 okrążeń wiec nie będzie tak łatwo.Przychodzi godzina startu i jedziemy oczywiście jak zawsze na samym starcie zostałem trochę z tyłu co widać na filmie :)


lecz się tym nie zraziłem tylko pędziłem do przodu, nawet fajnie się jechało z pół godzinki przed startem przestało padać wiec mieliśmy lepsze warunki. W połowie pierwsze okrążenia jak już wpadłem w rytm na zakręcie uciekło mi przednie koło i oczywiście zaliczyłem wywrotkę zanim się pozbierałem już nikogo nie widziałem wiec będzie trzeba gonić by nie być ostatnim.


Na 2 okrążeniu dogoniłem jednego zawodnika szybko wyprzedziłem i dalej goniłem. Na 4 dogoniłem kolejną osobę ale miałem problem by ją wyprzedzić, udało mi się to na chyba 6 okrążeniu lecz przez wcześniejsze gonienie trochę sił już brakowało ale jakoś dojechałem do mety. Wynik straszny 6 miejsce, szkoda że zaliczyłem wywrotkę
bo mogło by być o wiele lepiej.


Pozdrawiam

poniedziałek, 14 maja 2012

Skandia Maraton – Kraków – 06.05.2012 r.

Skandia to zawsze odległe imprez na północy kraju, za wyjątkiem jedynej edycji w Krakowie. Stąd też postanawiam wystartować po raz pierwszy w tym cyklu.

Do Krakowa tylko godzinka drogi. Na miejscu bardzo dobra organizacja. Odbiór numerów i pakietu startowego nie trwa dłużej niż pięć minut.

W Krakowie umawiam się z kolega Damianem Kaweckim z teamu PTU Eclipse BikeTires.pl. Szybko odnajdujemy się na miejscu i ruszamy na objazd pierwszych kilometrów trasy. Najpierw jedziemy pierwsze pięć kilometrów potem robimy objeżdżamy jeszcze kawałek końcowych metrów trasy. W sumie dobry wybór, bo na koniec ostro w dół i dobrze wiedzieć jak wiedzie trasa – tutaj na pewno będzie już duże zmęczenie i trzeba będzie uważać.

Po objeździe szybko do auta, zabrać bidon, zjeść batona i na start.

W pierwszej edycji maratonu przyznano mi pierwszy sektor – to efekt dość wczesnej rejestracji i opłaty startowego. Jadę dystans medio czyli 66 km.

Po starcie staram się trzymać w czołówce. Na początku ostro. Utworzyły się trzy grupy. Ja zostałem w ostatniej. Mocno naciskam aby dojść do drugiej zanim wpadniemy w teren. Nikt nie daje mi zmiany, więc sam prowadzę „moją” grupę. Udaje się ich dojść. Wpadamy w teren. Tam wąsko więc za dużo nie da się zrobić.

Następnie dużo jazdy po polach, asfaltach. Ciągle kogoś dochodzę, współpracuję, raz ktoś prowadzi, raz ja. Idzie całkiem nieźle. Peleton mocno się porozrywał. Na szosie mocny wiatr daje się we znaki. Na pomiarze czasu jestem na 14 pozycji w swojej kategorii (M3) – jak dla mnie świetny wyniki.

W pewnym momencie jedziemy we dwóch. Nie pamiętam numeru zawodnika. Siadam mu na kole żeby trochę odpocząć. Wcinam żel, pije. Nagle środkiem drogi pojawiają się duże koleiny. I stało się – koło ujeżdża na jednej z nich. Prędkość na tym odcinku była grubo powyżej 30 km/h. Całym impetem upadam na prawą stronę mocno obijając nogę i miednicę. Szybko się zbieram, niestety rywal odjeżdża, mija mnie także kilku następnych.

Strat w sprzęcie nie ma. Wsiadam na rower i jadę dalej. Niestety obita noga daje o sobie znać, za jakiś czas zaczną ją łapać skurcze. Jest coraz ciężej, zaczyna się walka z samym sobą. Zwalniam, coraz więcej osób mnie mija. 30 km morderczej walki, nawet nie pamiętam trasy. Każdy następny podjazd to coraz większy wysiłek z bólu. Ostatnie strome ścianki odpuszczam i wchodzę. Niestety wspinaczka pod górę też sprawia wiele kłopotów.

Wreszcie dojeżdżam do odcinka trasy, który znałem z wcześniejszego objazdu. Uffff końcowe pięć kilometrów i meta. Siadam na kole jakiemuś zawodnikowi. Tak jedziemy dość szybko do mety. Za mną kolejni zawodnicy, chcą nas dopaść, staram się wykrzesać ostatnie siły i choć utrzymać aktualną pozycją. Wpadamy na Błonia. Tutaj kilka agrafek ciągnących się dla mnie w nieskończoność. Kibice dopingują by dać jeszcze z siebie ostatnie resztki energii. Wreszcie meta, ledwo stoję, skurcze łapią mnie niemiłosierne. Powoli doczołguje się do bufetu. 

Tak kończy się dla mnie debiut w Skandii. Niestety po upadku straciłem bardzo dużo. W efekcie uplasowałem się na 111 miejscu OPEN i dopiero 35 w M3.

Musze dodać, że maraton bardzo dobrze zorganizowany, świetnie oznaczona trasa. Naprawdę było fajnie.