poniedziałek, 25 lutego 2013

III Panewnicki Bieg Dzika – edycja II – 24.02.2013 r.



Koniec lutego czyli przyszedł czas na drugą edycję Biegu Dzika w panewnickich lasach.

W niedzielę przywitała nas piękna pogoda. Ciepło, słoneczko. Niestety trasa biegowa była w fatalnym stanie, mnóstwo topniejącego śniegu, kałuże, błoto, miejscami bardzo ślisko i grząsko. Nie wróżyło to poprawy wyniku sprzed miesiąca.

Na miejscu zawodów byłem po 10. Szybka i sprawna rejestracja. Znów  bardzo dużo osób, co widać było już po kłopotach w znalezieniu miejsca do zaparkowania samochodu. Potem szybkie przygotowanie do biegu (tym razem zabrałem ze sobą żele i własne picie), rozgrzewka i oczekiwanie na start.

Chwilę po 11 ruszyliśmy. Tym razem postanowiłem ruszyć o wiele spokojniej niż przed miesiącem. Wtedy za ostro wyrwałem do przodu i zaraz po starcie zmagałem się z bólem nie do końca dobrze rozgrzanej nogi. Tak więc spokojnie, gdzie mogłem to wyprzedzałem ale nic na wariata. Dodatkowo jeszcze ciężkie warunki na trasie zmuszały, żeby za bardzo nie szarżować. I tak zleciało pierwsze okrążenie. Spodziewałem się słabego czasu a tutaj niespodzianka – pierwsze pięć kilometrów zrobione w 27 minut, czyli o dwie minuty szybciej niż ostatnio !!!

Niestety z końcem drugiego okrążenia ciężka trasa dawała się we znaki, miałem serdecznie dosyć biegania. Po głowie chodziły myśli o zakończeniu zawodów po 10 km. Jednak zjadłem pierwszego żelka, na bufecie napiłem się ciepłej herbaty i zapadła decyzja, że biegnę dalej. A dalej to było coraz gorzej. Przygrzewające słońce sprawiało, że zacząłem się rozbierać. Po prostu momentami, gdzie trasa nie była osłonięta drzewami było mi strasznie gorąco. Końcówka trzeciej pętli i znów myśli, że dalej już nie biegnę. Znów w ruch wchodzą żelki. Wreszcie pojawił się ostatni zakręt przed metą. Na bufecie herbatka – dobra biegnę dalej, może dam radę jakoś doczłapać do mety. Jeszcze chwilę idę wolnym tempem zakładając słuchawki i włączając mocną muzę licząc, że trochę to zmotywuje mnie do biegu i pozwoli zapomnieć o zmęczeniu.

Zabieg z muzyką trochę pomógł jak i chęć jak najszybszego stawienia się na mecie. Podkręcam tempo, zaczynam wyprzedzać kolejnych zawodników. Stosuje metodę – obieram cel, czyli zawodnika przed sobą i staram się go dojść, potem przez chwilę biegnę za nim i gonię następnego. Tym sposobem wyprzedzam kilka osób. Na horyzoncie pojawia się dziewczyna i zawodnik z Leśnich Dziadków. Na początku zawodów biegłem z nimi razem, potem mi uciekli. No to pora na rewanż, zaczynam ich gonić. Najpierw dochodzę zawodniczkę. Chwilę biegnę za nią, wyprzedzam. Pora na „Leśnego Dziaka”. Kilka chwil i wyprzedzam również jego. Następny zawodnik biegł w odległości może 20 metrów. Nie miałem już sił mocniej pociągnąć by go dogonić. Choć rywal się co chwila oglądał, chyba w obawie, że jeszcze przed metą będę próbował go dojść. Z utęsknieniem wypatruje ostatniego zakrętu do mety. Każdy metr ciągnie się jak kilometr. Wreszcie jest zakręt. Spoglądam na zegarek i widzę czas – godzina i pięćdziesiąt trzy minuty. Czyli jest szansa na poprawę wyniku sprzed miesiąca. Do mety już tak blisko. Biegnę co sił w nogach. Jest meta. Czas 1:54:40 czyli o pięć minut szybciej !!!! Jestem mega zadowolony.

Chwila oddechu przy bufecie, piję wodę, bo herbata się skończyła. Udaję się po dyplom i do samochodu żeby się przebrać i do domu.

To były całkiem udane zawody, choć jeszcze dzisiaj, pisząc relację, dzień po zawodach czuję wszystkie mięśnie nóg.

Wynik: 1:54:39
Miejsce 76/203.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz