Zawody w Szczyrku to ostatnia okazja do zakwalifikowania się do finału Mistrzostw Polski w XC, który jak co roku odbywa się na początku września w Kielcach. Sprawy rodzinne nie pozwoliły mi wystartować w dotychczasowych eliminacjach czyli w Radzionkowie. Niestety nie uzbieram tym samym punktów do klasyfikacji generalnej w Pucharze Polski - a po cichu liczyłem na poprawę piątego miejsca z zeszłego roku. Jednak najważniejsza to kwalifikacja do finału MP i na tym się koncentrowałem przed tymi zawodami.
Do Szczyrku oprócz mnie jedzie Krzysiek z rodzinką. Umawiamy się na miejscu. W Szczyrku jestem około 08:30. Po drodze czekam jeszcze na Krzyśka i razem docieramy na miejsce zawodów.
Zimno. Na szczęście nie pada ale trzeba zakładać dodatkowe warstwy ubrania.
Po szybkiej rejestracji jedziemy na objazd trasy. I tutaj zaskoczenie. Trasa zmieniona w stosunku do zeszłego roku i to na plus. Dodano agrafki na polanie, dołożono techniczny podjazd i stromy zjazd. Oczywiście na początku kręciłem nosem, bo nowe odcinki dość wymagające ale w końcu to kolarstwo górskie :) Na objeździe dłużej zatrzymuję się i pokonuję kilka razy techniczny wjazd po kamieniach. Na początku idzie ciężko, trzeba obrać dobry tor jazdy. Można było wjechać prawą, środkiem i lewą stroną. Wybieram wjazd ten po prawej stronie. Wybór dobry, ale trzeba wjeżdżać na pełnym gazie (a wiadomo psychika w tym momencie podpowiada by raczej zwalniać niż przyspieszać). Potem ostry zjazd. Ten kawałek przejeżdżam kilka razy. Kilka razy też próbuję pokonać rów. Raz się udaję, raz nie. Zaliczam nawet jeden upadek znów obijając tyłek (ta sama strona co w Krakowie - oj boli). Podczas zawodów tutaj wiem, że będzie ciężko. Zobaczymy jak rywale będą się zachowywać. Jeśli nie będę miał nikogo przed sobą to go będę przejeżdżał, jeśli ktoś będzie przede mną to z rowerem na plecach.
Po objeździe wsiadamy do samochodu i grzejemy się. Organizacja zawodów idzie sprawnie i już o 11:35 zmierzam na start. Pierwszy raz się zdarza, że start jest przesunięty na wcześniejszą porę, z reguły są opóźnienia.
Start ostro, może powinienem jeszcze mocniej przycisnąć. Po starcie zaraz ostry podjazd, który szybko rozciąga stawkę. Na przedzie faworyci czyli mi.in. T. Ligocki i P. Gajdzik. Z nimi jeszcze nie mam szans powalczyć. Na początku przetasowania, ktoś mnie wyprzedza, wyprzedzam ja. Na początku rów pokonuje na rowerze, podjazd techniczny po kamieniach za każdym razem idzie sprawnie, zjazd tak samo - dobrze, że potrenowałem ten element wcześniej.
Pierwsze trzy krążenia idą dość ciężko. Jadę na maksa. Kolejne dwa już swoim rytmem. Kolejność się wyklarowała. Przede mną zawodnik z BikeHead z każdą chwilą coraz bardziej mi odjeżdża. Za mną kolejny odwieczny rywal czyli R. Pawłowski. Jedzie z jeszcze jednym zawodnikiem. Gonią mnie ale przewagę cały czas utrzymuję. Na polanie, gdzie pokonujemy agrafki spoglądam czy się nie zbliżają. Cały czas przewaga około półtorej agrafki - jest dobrze. Na moje oko jadę w okolicach 9-10 pozycji. Awansu w tej chwili nie ma ale nie jestem w stanie powalczyć o nic więcej. Na dwa kółka przed metą (do pokonania było pięć) za duża strata do rywali - tak mi się wydawało :)
Na ostatnim okrążeniu na stromym podjeździe widzę zawodnika który na samym początku mnie wyprzedził a potem zyskał sporą przewagę. Widzę, że słabnie, podjazd robi strasznie mozolnie. Nie czekam, idę mocno, to już ostatnie okrążenie, nie ma co się oszczędzać. Wyprzedzam go i zostawiam daleko w tyle. Kolejna pozycja do przodu. Tuż przed rowem dochodzę kolejnych dwóch zawodników, jeden to na pewno zawodnik dublowany więc się jakoś nie napinam żeby go wyprzedzić, szkoda sił. I to był błąd. Kolega w rowie zalicza glebę w taki sposób, że nie da się go ominąć, muszę czekać aż się pozbiera. Klnę w duchu bo zam mną leci pogoń. Tracę cenne sekundy. Jak tylko można to przeskakuję rów, wskakuje na rower i mocno pod górę. Wyprzedzam maruderów. Oglądam się nerwowo gdzie goniący rywale. Na razie nie widać ich ale to jest las więc wszystko okażę się po technicznym odcinku po kamieniach i zjeździe. Teraz koncentruję się żeby przejechać ten odcinek bez problemów by zaś nie stracić cennych sekund. Udaje się, podjazd, zjazd i wyjeżdżam na polane. Przyciskam na pedały co sił, nie ma się co oszczędzać. Znów się oglądam, rywali nie ma. Jest dobrze, już mnie nie dojdą !!! Spokojnie do mety.
Radość bo kończę zawody w czołówce. Ale zbyt słabo na awans. Jadę do auta, rozmawiam z Krzyśkiem, dzielę się wrażeniami.
W między czasie ogłaszane są wyniki. I wielka radość bo jestem SZÓSTY !!!! Czyli zajmuje ostatnie premiowane awansem miejsce :)
Krzysiek staruje w międzyczasie. Jedzie bardzo dobrze. Zajmuje dobrą dziewiątą lokatę.
Po zawodach zbieramy się i jedziemy na posiłek regeneracyjny. W tomboli wygrywamy - ja oponę a Krzysiek komplet ręczników :) A potem już do aut i do domu.
Teraz jest trochę czasu na szlifowanie formy na wrzesień. Cel na finał - poprawa jedenastej pozycji sprzed roku. Realne ? hm ... trener mówi, że przy odrobinie szczęścia są szanse na miejsca 5-7 - optymista :)